piątek, 4 listopada 2016

ZAWODOWIEC

Znalezione obrazy dla zapytania zdjecia zamachu smoleńskiego
Spojrzenie na "zamach" w Smoleńsku okiem zawodowego pilota.

Doczekałem się pięknej, wolnej Polski. Nie chcę jej stracić,
o katastrofie smoleńskiej mam prawo mówić.
Poświęciłem lotnictwu niemal 50 lat, z czego jako kapitan
w liniach lotniczych ponad 30. Przewiozłem bezpiecznie miliony
pasażerów od Alaski po Australię, od Tokio i wyspę Guam
na środku Pacyfiku po Amerykę Północną i Południową.
W cywilizowanym świecie do kokpitu samolotu wiozącego VIP-ów
nikt nie ma wstępu. Dam przykład: w 2013 roku pani kanclerz Merkel
leciała ze swą świtą do Indii. Samolotu nie wpuszczono w przestrzeń
powietrzną Iranu. Kapitan prawie dwie godziny krążył po stronie tureckiej,
po uzyskaniu zgody poleciał dalej. Pani kanclerz dowiedziała się o tym
siedem godzin po wylądowaniu. Proszę sobie wyobrazić naszą polityczną gawiedź.
Pewnie kapitana wyrzucono by za burtę, a politycy sami wiedzieliby
najlepiej co robić.
Od momentu katastrofy pojawia się podejrzenia o spisek na życie prezydenta
i zdradę stanu z obcym państwem. O bredniach głoszonych na temat katastrofy
można napisać książkę lub nawet kilka. Wspomnę tylko wybrane.
Pan minister Macierewicz zaraz po katastrofie twierdził, że Rosjanie
na lądowanie premiera Tuska przywieźli w teczce ILS (Instrument Landing System),
a na lądowanie prezydenta już nie przywieźli. Dalej Rosjanie nie odpędzili,
powtarzam kuriozalne określenie „nie odpędzili”, naszego kapitana
i nie zamknęli lotniska. Odpowiem panu ministrowi: ILS waży kilkaset kilogramów.
Na lotnisku Okęcie był montowany 4 lata. Specjalnie wyposażony samolot
 kalibrował go, stabilizował ścieżkę schodzenia i centralną oś pasa.
Na lotnisku Modlin instalowano ILS przez 3 lata. Koszt wyniósł 62 mln złotych.
Panie Ministrze - kapitana nie odpędza się.
To komary lub muchę z czoła można odpędzać. Lotniska nigdy nie zamyka
się kapitanom, wyjątkiem jest sytuacja jeśli na pasie stoi inny, uszkodzony samolot.
O lądowaniu lub nie decyduje tylko i wyłącznie kapitan.
Pani poseł Kempa biegała po stacjach TV z rewelacją, że przyczyną katastrofy
było niezabranie rosyjskiego nawigatora. Kosmiczna bzdura i kompromitacja
pani poseł. Ma się to tak, jakby chirurgowi tuż przed operacją przyprowadzono
salową i powiedziano, że jeśli pan doktor nie podoła, to ona pomoże przy operacji.
Katastrofę smoleńską mozolnie, przez głupotę, brak wiedzy, chciwość i cynizm,
przygotowywała polityczna czołówka PIS. Zaczęło się w 2006 roku za rządów
premiera Jarosława Kaczyńskiego. W czasie publicznego wystąpienia minister
obrony z PIS-u zapytany został przez oficerów-pilotów samolotu Tu 154
ze Specpułku dlaczego nie ćwiczą na symulatorach.
Odpowiedź była następująca i niebywale skandaliczna:
„Nie, bo to ruskie symulatory”. Dla mnie powiało grozą i jęknąłem:
„będziemy mieli katastrofy”. Nomen omen ten minister zginął w katastrofie smoleńskiej.
Ćwiczenia na symulatorach są niebywale ważne, uratowały wiele istnień
i nie do pomyślenia jest, aby z nich rezygnować. Cały świat lotniczy z nich korzysta.
Prezesi nawet najbiedniejszych linii lotniczych klną, ale płacą za ćwiczenia swoich załóg.
Ogrom głupoty i braku odpowiedzialności powala tu na ziemię.
Mogę dać dziesiątki przykładów, ale pozostanę przy swoim doświadczeniu.
W mozolnych ćwiczeniach na symulatorze wielokrotnie wraz z załogą zabiłem się.
Ale przyszła jeden raz okrutna rzeczywistość. Po 10-cio godzinnym locie,
niewiele minut przed lądowaniem na moim lotnisku zrobiło się tragicznie.
Mgła do samej ziemi, chmury, widzialność 50 m. Do zapasowego lotniska
800 km a paliwa resztki. Panie Ministrze Macierewicz, nikt mnie nie odpędzał,
nikt mi nie zamykał lotniska ale widziałem śmierć w oczach i warunki ponad
moje uprawnienia i siły. Myślałem już o straży pożarnej i karetkach.
Pierwszy kontakt wzrokowy z ziemią miałem na dziesięciu metrach wysokości,
błysnęła zielona lampa progu pasa i centralnej linii. Do portu samodzielnie
bez pomocy „Follow me” nie mogłem pokołować. Nie było cudu, tylko
wyszkolona załoga po wielu godzinach treningu na symulatorze.
Wracający z urlopu w Singapurze, kolega kapitan i mój instruktor,
wszedł przed lądowaniem do mojego kokpitu.
Natychmiast został wyproszony. Nikt w takiej sytuacji nie może być
w kabinie, w odróżnieniu od tego, co nasi politycy urządzili temu biednemu
pilotowi pełniącemu funkcję kapitana TU154. Żałość i rozpacz.
Kiedy uderzycie się w piersi? Polityka PIS w imię idiotycznych i partykularnych
fobii pozbawiła pilotów Specpułku ćwiczeń w symulatorze, obniżając
 bezpieczeństwo lotów w tym lotów z najważniejszymi osobami w Polsce.
To był wstęp do katastrofy.
Rok 2008. Prezydent Lech Kaczyński wraz z zaproszonymi gośćmi,
prezydentami i premierami lecieli do Gruzji przez Azerbejdżan.
Gruzja była w stanie wojny z Rosją. Dlatego Pan Prezydent akceptuje taką trasę.
W trakcie lotu Pan Prezydent zmienia swoją decyzję i poleca kapitanowi
zmianę trasy lotu wprost do Tbilisi. Kapitan odmawia, bo nie zezwalają na
to przepisy, ponadto gdyby niezidentyfikowany obiekt pojawił się w strefie
działań wojennych mógłby być zestrzelony przez Gruzinów lub Rosjan.
Mielibyśmy przez głupotę niebywały skandal międzynarodowy i na
sumieniu prezydentów i premierów.
Kapitan został obrażony przez Pana Prezydenta, nazwany tchórzem.
Po przylocie do Warszawy straszony konsekwencjami.
A wystarczyło polecić jednemu z licznych doradców-prawników zajrzeć
do prawa lotniczego i naszego AIP. Wtedy kapitan zostałby przeproszony.
Nie posądzam o samodzielny, nierozsądny pomysł samego Prezydenta.
W samolocie był odcięty od światowych informacji, a newsy podały,
że prezydenci Francji i Rosji lecą aktualnie z Moskwy do Tbilisi
w asyście myśliwców. Pewnie jakiś usłużny poddał więc panu Prezydentowi
przez telefon przednią myśl zmiany trasy lotu.
Po tym zdarzeniu pozostało już w Specpułku niewielu doświadczonych pilotów,
którzy chcieli latać z prezydentem. Kapitan nie może odmówić lotu,
ale może, np. zachorować. To była kolejna cegła przyłożona do katastrofy.
Na lot do Smoleńska w fotelu kapitańskim zasiadł więc pilot nieposiadający
w pełni uprawnień kapitańskich jak stwierdziła komisja.
Opowiem jak to jest w liniach lotniczych. Na przykład jeśli ważność ćwiczeń
w symulatorze przeciągnie się nawet o jeden dzień kapitan odmawia lotu.
Kapitan odmówił lotu rano w słoneczny dzień do Wrocławia i z powrotem,
bo zapomniano wyposażyć kokpit w ręczną, wymaganą instrukcją, latarkę.
Ten młody kapitan miał rację. W tym locie mogło np. nastąpić zadymienie
kabiny i ta latarka ratowałaby wszystko – odczyty przyrządów.
Składam Jego Magnificencji Rektorowi Politechniki Rzeszowskiej gratulacje.
Ten młody pilot od Pana wyszedł, tak jak wielu innych.
Dziś latają oni jako kapitanowie w najlepszych liniach świata.
Uważam, że gdyby tego młodego pilota Tu154 potraktowano jak
w cywilizowanych społeczeństwach, to znaczy uszanowano jego kwalifikacje
i decyzje oraz pozostawiono kokpit zamknięty, to po otrzymaniu standardowej
informacji o pogodzie z wieży kontrolnej smoleńskiego lotniska i jeszcze bardziej
nadzwyczajnej i dodatkowej informacji o godz. 08.24 że
„warunków do przyjęcia nie ma”, to kapitan po stwierdzeniu, że na wysokości 100m
nie widzi ziemi i pasa, odleciałby ma lotnisko zapasowe lub postawił samolot w krąg.
Zgodnie z instrukcją wykonywania lotów. I to jest cała wiedza.
Jednak chciwość, zarozumialstwo i cynizm możnych polityków zwyciężyły.
Przed wejściem pasażerów na pokład, honorem i przywilejem kapitana
jest witanie najważniejszej osoby wraz z małżonką, czyli pana Prezydenta.
Odebrał ten przywilej kapitanowi Dowódca Wojsk Lotniczych – generał Błasik.
Po prostu pokazał mu jego miejsce i to, że jest tu nikim – poniżające i podłe.
Ja w takiej sytuacji odmówiłbym lotu. Niby niewyobrażalne,
ale nie dla tych którzy wiedzą o co idzie, zwłaszcza dla pilotów.
Jest to kolejna cegła budująca to nieszczęście.
Na 11 minut przed katastrofą kapitan otrzymuje wiadomość że
"Pan Prezydent jeszcze nie podjął decyzji co robimy dalej”.
To oburzające i paraliżujące oświadczenie. To kapitan ma wiedzieć,
co robić i on decyduje! To on odpowiada za życie wszystkich na pokładzie,
a nie pasażer, nawet najważniejszy! Kokpit winien być absolutnie sterylny
i tylko kapitan może wydawać polecenia. Tam był po prostu bałagan.
Nie wiadomo było kto dowodził, kapitan nie był w stanie pozbyć się gości
(intruzów) z kokpitu, samolot pędził do ziemi, nic nie było widać poniżej
nieprzekraczalnych 100 m. Generał, Dowódca Wojsk Lotniczych zamiast
wrzasnąć w tym momencie „do góry!” nawet nie wyrzucił i nie uciszył
intruzów – horror.
Pan minister Macierewicz z uporem twierdzi, że załoga zamierzała odejść
na drugi krąg. Panie Ministrze, już byli tak nisko że zadziałała instalacja
TAWS „Pull up, terrain ahead”. To paraliżująca informacja, każdy pilot
natychmiast ucieka do góry, jeśli zdąży. A co robi załoga?
Kapitan wycisza sygnalizację zmieniając nastawy wysokościomierza barycznego,
tym samym pozbawiając się wskazania wysokości progu pasa –
czyste samobójstwo. Robi to po to, aby sygnalizacja przy dalszym zniżaniu
mu nie przeszkadzała! Chciał zobaczyć ziemię jak najszybciej przed minięciem
radiolatarni. Po prostu na siłę chciał lądować. Naciski na niego,
niekoniecznie słowne, były niewyobrażalnie mocne, tak aż uderzyli w ziemię
 900 m od progu pasa. Dokładnie jak przez kalkę w Mirosławcu gdzie
samolot CASA także uderzył 900 m przed progiem, taka sama pogoda.
Jednak informacja od Prezydenta nie była ostatnim ani najmocniejszym
ciosem dla kapitana. Najboleśniej ugodził go kolega-kapitan samolotu JAK40,
który kilkanaście minut wcześniej „spadł” na pas w odległości 700 m od progu.
Dlaczego spadł? Bo pogoda była już fatalna i zniżając się poniżej dopuszczalnej
wysokości 100 m ujrzał ziemię będąc już nad pasem. Nie zgłosił obowiązującej
formuły, że widzi pas i prosi o zgodę na lądowanie.
Zrobił to bez zgody wieży. Czym to się kończy dam przykład:
 podczas identycznej pogody na Teneryfie kapitan B747 otrzymał zgodę
z wieży na start i gdy się rozpędzał kapitan drugiego B747 bez zgody wieży
w kołował na środek pasa. Wynik – 862 osoby spłonęły.
Pasażerowie rejsu JAK40 winni wygrać ogromne odszkodowania
za narażenie ich życia.
Otóż kapitan Tu154 zapytał przez radio kolegę-kapitana JAK40 o pogodę.
Ten odpowiedział, cytuję: „Pizdowata, widać 200400 m, podstawa chmur
50 m,mnie się udało, możesz próbować”. To jest haniebne.
Życie Prezydenta i ponad 90 innych osób to nie rosyjska ruletka,
albo się uda albo nie. Winien krzyknąć „Uciekaj jak najszybciej”.
Ten kapitan bryluje teraz na salonach pana ministra Macierewicza
i jest jego pupilem. Panie Ministrze, różnimy się, ja też mam swojego guru.
Jest nim dr nauk technicznych, emerytowany pułkownik pilot doświadczalny
Antoni Milkiewicz. Jako młody oficer-inżynier brał udział w komisji
badającej katastrofy naszych IŁ62. Mimo nacisków potężnego ZSRR
udowodnił winę producenta silników, narażając tym samym przyszłość
swoją i swojej rodziny. Gratuluję Panie Ministrze pupila.
Tak rodziła się katastrofa smoleńska, w której wybitny udział mieli
politycy karmiący nas kłamstwami. Pomaga im kler, a szczególnie episkopat.
Od sześciu lat słyszę z ambon: „Żądamy prawdy”. A ta prawda jest znana.
Nasza znakomicie wykształcona (pozazdrościć może nam wiele państw)
komisja badania wypadków lotniczych ogłosiła wyniki.
Zapewniam wszystkich, gdyby rozpatrywałaby to najlepsza amerykańska
komisja NTSB, to wynik byłby identyczny. Jedynie zdjęto by jakąkolwiek
odpowiedzialność z pracowników wieży , tak jak zrobił to nasz sąd
po katastrofie w Mirosławcu. Ponadto dowiedzielibyśmy się o treści
rozmów braci tak przed katastrofą jak i w locie do Azerbejdżanu.
Z rozgłośni toruńskiej leje się rzeka bzdur o katastrofie,
a „Najważniejszy” orzekł, że jej uczestnicy byli
„prowadzeni na specjalne zamordowanie”. To jest rozpaczliwie chore.
Biskup zamyka z błahych powodów nie wiadomo na jak długo nam,
wiernym świątynię a nie potrafi zareagować, gdy na drugi dzień po tragedii,
w środku metropolii, najbardziej katoliccy dziennikarze ogłaszają światu,
że Rosjanie dobijali pasażerów. Do dziś nie ma nagany kościoła
ani sprostowania i przeprosin. Ja to teraz robię – przepraszam Rosjan.
Każdego 10-tego dnia miesiąca na czele z duchownym, z wizerunkiem
Chrystusa i Matki Bożej, z flagami narodowymi o napisach niewybrednych
i ubliżających  byłym: Prezydentowi Państwa i Premierowi odbywają się
partyjne wiece i modły o wolną Polskę. Żadnego biskupa to nie boli.
Dzisiaj upominają nas i nazywają Targowiczanami. Już zrozumiałem nauki Kościoła.
Służy temu, który więcej da lub więcej obieca. Gdzie jest biskup,
który mówił „Największą mądrością jest umieć jednoczyć – nie rozbijać”.
Tego dzisiejsi pasterze katoliccy nawet nie wspominają.
Był to prymas Wyszyński.
Największym naszym wstydem jest zespół pana Macierewicza
wraz z jego "profesorami". Otóż wszystkie komisje świata
badające katastrofy lotnicze zaczynają od analizy wyszkolenia
i przygotowania załogi, ostatniego wypoczynku, posiłku, sytuacji w pracy,
w domu i lotu od samego przygotowania do startu.
Panowie w zespole zaczynali od kolejnego wybuchu wskazanego przez guru,
tak jakby samolot sam leciał. Prof. Nowaczyk oświadczył, że samolot
był wprowadzony na zły pas. Panie profesorze to nie Frankfurt lub Amsterdam,
w Smoleńsku jest tylko jeden pas! Dziwi się Pan, że zwolniono go
z Uniwersytetu Maryland, ja dziwię się, że Pana wogóle przyjęto.
Nie wspomnę już o parówkach i różnych puszkach. Proponuję profesorom
przed następnymi dociekaniami kupić godzinę lotu na symulatorze
z instruktorem. Zapytać instruktora jak zachowują się piloci
po sygnale „Pull up”. Podpowiem natychmiast: pełen gaz i do góry.
A co robiła nasza załoga? Gnała do ziemi nadal, wyłączając sygnalizację.
Żal mi bardzo rodzin ofiar po dwakroć.
Za stratę bliskich i za drwiny ze strony polityków.
Radziłbym, a szczególnie Pani poseł-mecenas, zapytać pana Prezydenta,
pana Sasina, pana Łozińskiego i innych, którzy byli najbliższymi
doradcami Prezydenta: jaki dureń z ich otoczenia wymyślił lotnisko Smoleńsk,
stare, zdewastowane, nieczynne od dawna lotnisko wojskowe mając w pobliżu
dwa międzynarodowe, cywilne, czynne i sprawne porty lotnicze!
Jaki skończony dureń wsadził do jednego samolotu tyle ważnych osobistości,
zamiast rozlokować w trzech środkach transportu. I nie ubezpieczył ich.
Czy to też wina Tuska? Głosowałem z wielką nadzieją na mojego idola
pana Lecha Kaczyńskiego – spokojnego, średniej klasy urzędnika.
Zimny prysznic otrzymałem wieczorem jak prezydent elekt zameldował
swojemu pierwszemu sekretarzowi wykonanie zadania.
Wiedziałem, że będziemy mieli dwóch prezydentów: de jure i de facto .
I tak pozostało. Było wiele zamachów na carów, bojarów, książąt, króli,
papieży i prezydentów mocarstw. Pojedynczo, nie zbiorowo.
Nasz Prezydent nie zagrażał nikomu, nie miał armii z bronią nuklearną.
 Nie był wybitnym mężem stanu, tylko mężem wspaniałej Pierwszej Damy.
Nie bywał zapraszany na salony polityczne świata, ani sam nie zapraszał.
Zginął przez cynizm najbliższych, ich chciwość i głupotę.
Stąd dzisiaj ta żądza wynagrodzenia mu przez stawianie pomników,
nazwy placów i ulic, a może wkrótce i miast. Piszę to w wielkim żalu i smutku,
bo miałem sentyment do tego człowieka.

Jerzy Grzędzielski
Emerytowany kapitan linii lotniczych
Pilot doświadczalny samolotowy i szybowcowy
Instruktor samolotowy i szybowcowy
Inspektor Wyszkolenia Lotniczego
Oficer rezerwy Wojsk Lotniczych

                                                 http://www.liiil.pl/promujnotke


3 komentarze:

  1. Super notka! Wszystko powiedziane.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zasługa kapitana Grzędzielskiego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Słuszna uwaga Alex R. Każdy komentarz laika w temacie ,,Czy leci z nami pilot'' demaskuje. Laika. Takiego jak Macierewicz i cała wataha ,,zamachowców''.
    Nie należy należeć do nich.
    Szkoda, że profesjonaliści aeronautyki z profesorską wiedzą p. Jerzego pozbawieni są głosu. Oraz, że głos jest zagłuszany bełkotem oszołomów. Laików zabierających głos w temacie, w którym nie mają nic do powiedzenia.
    Jest w tym dużo naszej winy. Internautów. My blogowicze, komentatorzy, czytelnicy postów, jakoś bardziej cenimy swoje przysłowiowe ,,trzy grosze'' niż bogactwo myśli innych. Wolimy mówić niż słuchać. A czytanie sprawia nam więcej kłopotów niż pisanie.
    Podobne teksty powinno się rozpowszechniać jak katechizm. Bełzy. I dziecko od kołyski powinno je znać. Może wówczas Polska byłaby polska Nie obcą kolonią, cudzym poligonem ani ukrzyżowanym kondominium.
    Scyzoryk

    OdpowiedzUsuń

Jak opublikować komentarz?

Jeśli nie masz KONTA GOOGLE, to można wybrać:

- NAZWA /ADRES URL - w okienku NAZWA wpisać nick i w okienku ADRES wkopiować adres swojego bloga.

- ANONIMOWY - w tej opcji proszę podpisać się w komentarzu.