"Żelazna Dama,matka Polka.herod baba,fajna kobitka"czy marionetka Kamińskiego.
Wybór należy do Ciebie Czytelniku.Ja obstawiam marionetkę Kamińskiego.
- Żądny władzy, ukrywający się w cieniu człowiek i lalkarz pociągający za sznurki swoich marionetek - tak Ewa Kopacz mówiła w środę o Jarosławie Kaczyńskim. Szefowa rządu zaskoczyła wszystkich, ale trudno mówić, by było to zaskoczenie pozytywne. - To nie była Kopacz jaką znamy. Ktoś ją niestety wstawił w obce buty. Miała sprawiać wrażenie silnej, a była niewiarygodna i arogancka - mówi WP specjalista ds. wizerunku Zbigniew Lazar. - Donald Tusk nigdy by nie wygłosił takiej przemowy - dodaje dr Łukasz Młyńczyk z Uniwersytetu Zielonogórskiego.
Ewie Kopacz brak konsekwencji?
- Nie wiem, czyim głosem mówiła wczoraj Ewa Kopacz, ale raczej nie swoim. Po raz kolejny dokonała dziwnej wolty. Zaskakujące było nie tylko co, ale też jak, mówiła. Dziwny był język, słownictwo, a nawet ton głosu - wylicza w rozmowie z Wirtualną Polską specjalista ds. wizerunku Zbigniew Lazar. - Rzuca nią od ściany do ściany. Wyraźnie miota się między byciem, jak sama mówiła, "fajną kobitką", a żelazną damą - mówi Lazar. - Nie jest sobą. A we wszelkich wystąpieniach publicznych nie ma nic gorszego, niż udawanie kogoś, kim się nie jest. Pani premier chciała modulować swój głos. Wydawało jej się, że będzie brzmiała ostrzej. Zawsze w takich sytuacjach głos zaczyna jej się łamać, traci naturalną płynność. Wygląda to karykaturalnie. Kobiety-przywódczynie na całym świecie nawet najdobitniejsze przekazy wygłaszają swoim własnym głosem - wyjaśnia Lazar i zwraca uwagę, że kolejny raz Ewa Kopacz jest niekonsekwentna.
- Konsekwencja to słowo klucz. Gdyby od początku kampanii pani premier była tylko ostra, twarda, nawet czasem agresywna, to w porządku. A dziś już ludzie nie wiedzą, czy Ewa Kopacz to matka Polka, czy herod-baba. Raz rozpromieniona zagląda do talerza w pociągu, a za chwilę rzuca gromy - tłumaczy Zbigniew Lazar i dodaje, że Polacy są zmęczeni agresją wśród polityków. - Jak można jednego dnia mówić o wyciąganiu ręki do zgody, nawoływać do zakończenia mowy nienawiści, a następnego ją tworzyć? A jutro wskoczy do kolejnego pociągu i znów będzie miłą Ewą. To wszystko się nie składa, to niszczy język debaty publicznej, dobre obyczaje - strofuje Lazar.
- Rozdygotanie widać u pani premier nie tylko w gestach, ale i czynach. Bo jak można straszyć PiS-em i na tym samym oddechu wychwalać byłego wicepremiera w rządzie Jarosława Kaczyńskiego? - wytyka Lazar i zwraca uwagę, że słuchając premier, miał wrażenie, że to już gdzieś było. - Ktoś chce powtarzać z Ewą Kopacz te same triki, które działały 10 lat temu. Zapomina się, że Ewa Kopacz to Ewa Kopacz. Ktoś z otoczenia pani premier próbuje ją wtłoczyć w to, co zadziałało w innym wypadku, z inną osobą i w innych czasach. Nie wiem czy z lenistwa, wygody czy braku pomysłu. Nawet przychylni jej komentatorzy rwą włosy z głosy i pytają: co pani robi, pani premier? - uważa
Zbigniew Lazar.
To były słowa byłego polityka PiS?
Prawdopodobnego autora wczorajszego przemówienia Ewy Kopacz wskazuje w rozmowie z WP drŁukasz Młyńczyk, politolog z Uniwersytetu Zielonogórskiego. - W tym kuriozalnym przemówieniu słychać było polityka niekoniecznie z pierwszych szeregów. Trop w kierunku ministra Michała Kamińskiego nie jest do końca fałszywy. Te odniesienia wprost do panów Kaczyńskiego i Macierewicza, to w pewnym sensie powtórzenie tez, które były polityk PiS formułował i w swojej książce i w mediach.
To były słowa byłego polityka PiS?
Prawdopodobnego autora wczorajszego przemówienia Ewy Kopacz wskazuje w rozmowie z WP drŁukasz Młyńczyk, politolog z Uniwersytetu Zielonogórskiego. - W tym kuriozalnym przemówieniu słychać było polityka niekoniecznie z pierwszych szeregów. Trop w kierunku ministra Michała Kamińskiego nie jest do końca fałszywy. Te odniesienia wprost do panów Kaczyńskiego i Macierewicza, to w pewnym sensie powtórzenie tez, które były polityk PiS formułował i w swojej książce i w mediach.
To są słowa emisariusza, który poczuł się przez nich dotknięty, a teraz swoje żale wyraził na piśmie i przekazał swojej przełożonej. A o tym, że nie są to ani słowa, ani myśli Ewy Kopacz, może też świadczyć fakt, że swoje wystąpienie odczytała z kartki - zauważa ekspert.
Dr Młyńczyk wytyka także wpadki w samej treści przemówienia. - Oto wywodząca się z rządzącej od 8 lat partii premier jako polityczne zło wskazuje dwóch polityków opozycji. Przecież ani Jarosław Kaczyński, ani Antoni Macierewicz w sensie wykonawczym nie sprawują żadnych funkcji w państwie od dwóch kadencji. To trochę przypominało "Seksmisję" i słynne zawołanie "weź pigułkę". Żeby przypadkiem nikt nie zapomniał, że mamy do czynienia z ludźmi szalonymi. Ewa Kopacz próbowała potrzymać taki prosty antagonizm, że cała przestrzeń poza PO jest mistyfikacją zarządzaną przez lalkarza, na którym wszystko się zaczyna i kończy. I nie możemy go dopuścić do władzy. Kogo chciała przekonać pani premier? Tych, którzy już są przekonani do PO? To mija się z celem i może skutkować wzrostem popularności PiS - zauważa Młyńczyk. Przypomina przy tym, że premier w swoim przemówieniu z nazwiska wymieniła tej ojca Tadeusza Rydzyka. - A to przecież polityczny cywil. Wskazanie tych konkretnych nazwisk w tej sytuacji politycznej przypomina gomułkowszczyznę w czystej formie. Nie wydaje mi się, żeby Platforma Obywatelska do takich wzorców musiała się odwoływać - ocenia politolog.
"Ewie Kopacz ktoś podsunął kartkę i wyszło jak wyszło"
- Jedyny przekaz tego skrajnie infantylnego i nieeleganckiego przemówienia był następujący: "my nie chcemy oddać władzy". Jestem pewien, że tego typu słów nigdy nie użyłby Donald Tusk. Był ponad budowanie politycznego przekazu tylko na emocjach. Widział politykę inaczej, jako coś bardziej odpowiedzialnego niż sprowadzenie jej do poziomu inwektyw. Jemu można było wskazać czy doradzić pewne formy zachowania, ale nie treści. A Ewie Kopacz ktoś podsunął kartkę i wyszło jak wyszło - ocenia rozmówca Wirtualnej Polski.
- Mamy dziś do czynienia z totalną i nagłą zmianą wizerunku Ewy Kopacz w porównaniu z tym, jak zaczynała jako premier. I śmiem twierdzić, że z każdym dniem ten wizerunek jest coraz bardziej reżyserowany. Nie wiem czy jest jakiś lalkarz, który zarządza Ewą Kopacz. A może tych głosów doradczych jest kilka i pani premier wybiera sobie ten, który jest akurat najbliżej. Być może dlatego jej wizerunek jest aż tak niespójny. Pani premier powinna zdecydowanie bardziej słuchać samej siebie. Przecież patrzymy na nią nie od dziś. I wiemy, że nie jest taka, jaką widzieliśmy ją wczoraj - podsumowuje dr Łukasz Młyńczyk.
Dr Młyńczyk wytyka także wpadki w samej treści przemówienia. - Oto wywodząca się z rządzącej od 8 lat partii premier jako polityczne zło wskazuje dwóch polityków opozycji. Przecież ani Jarosław Kaczyński, ani Antoni Macierewicz w sensie wykonawczym nie sprawują żadnych funkcji w państwie od dwóch kadencji. To trochę przypominało "Seksmisję" i słynne zawołanie "weź pigułkę". Żeby przypadkiem nikt nie zapomniał, że mamy do czynienia z ludźmi szalonymi. Ewa Kopacz próbowała potrzymać taki prosty antagonizm, że cała przestrzeń poza PO jest mistyfikacją zarządzaną przez lalkarza, na którym wszystko się zaczyna i kończy. I nie możemy go dopuścić do władzy. Kogo chciała przekonać pani premier? Tych, którzy już są przekonani do PO? To mija się z celem i może skutkować wzrostem popularności PiS - zauważa Młyńczyk. Przypomina przy tym, że premier w swoim przemówieniu z nazwiska wymieniła tej ojca Tadeusza Rydzyka. - A to przecież polityczny cywil. Wskazanie tych konkretnych nazwisk w tej sytuacji politycznej przypomina gomułkowszczyznę w czystej formie. Nie wydaje mi się, żeby Platforma Obywatelska do takich wzorców musiała się odwoływać - ocenia politolog.
"Ewie Kopacz ktoś podsunął kartkę i wyszło jak wyszło"
- Jedyny przekaz tego skrajnie infantylnego i nieeleganckiego przemówienia był następujący: "my nie chcemy oddać władzy". Jestem pewien, że tego typu słów nigdy nie użyłby Donald Tusk. Był ponad budowanie politycznego przekazu tylko na emocjach. Widział politykę inaczej, jako coś bardziej odpowiedzialnego niż sprowadzenie jej do poziomu inwektyw. Jemu można było wskazać czy doradzić pewne formy zachowania, ale nie treści. A Ewie Kopacz ktoś podsunął kartkę i wyszło jak wyszło - ocenia rozmówca Wirtualnej Polski.
- Mamy dziś do czynienia z totalną i nagłą zmianą wizerunku Ewy Kopacz w porównaniu z tym, jak zaczynała jako premier. I śmiem twierdzić, że z każdym dniem ten wizerunek jest coraz bardziej reżyserowany. Nie wiem czy jest jakiś lalkarz, który zarządza Ewą Kopacz. A może tych głosów doradczych jest kilka i pani premier wybiera sobie ten, który jest akurat najbliżej. Być może dlatego jej wizerunek jest aż tak niespójny. Pani premier powinna zdecydowanie bardziej słuchać samej siebie. Przecież patrzymy na nią nie od dziś. I wiemy, że nie jest taka, jaką widzieliśmy ją wczoraj - podsumowuje dr Łukasz Młyńczyk.
Aktualizacja:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak opublikować komentarz?
Jeśli nie masz KONTA GOOGLE, to można wybrać:
- NAZWA /ADRES URL - w okienku NAZWA wpisać nick i w okienku ADRES wkopiować adres swojego bloga.
- ANONIMOWY - w tej opcji proszę podpisać się w komentarzu.