piątek, 27 października 2017

SPUTNIK

Sputnik.jpg


Wywiad Millera dla Sputnika.

"Nie będę się nikogo pytał z kim mam rozmawiać"

 Nie reprezentuję żadnej władzy polskiego państwa, jestem obywatelem i nie będę się nikogo pytał z kim mam rozmawiać, a z kim nie - mówił w "Faktach z Zagranicy" Leszek Miller. Były premier był pytany o to, dlaczego udał się na spotkanie Klubu Wałdajskiego w Soczi i dlaczego udzieli wywiadu wydalonemu z Polski na wniosek ABW rosyjskiemu dziennikarzowi Lenidowi Swiridowowi. We wtorek portal Sputnik, należący do rosyjskiego państwowego operatora medialnego, opublikował artykuł byłego premiera i byłego szefa SLD Leszka Millera pod tytułem "Moskwa nie widzi Polski z wysokości Kremla". To relacja byłego premiera z XIV sesji Klubu Wałdajskiego - corocznego spotkania ekspertów specjalizujących się w studiach nad polityką wewnętrzną i zagraniczną Rosji - która odbyła się w Soczi 16-19 października. Były premier w artykule stwierdził m.in., że w Polsce "rusofobia stała się oficjalną doktryną państwową, ustały kontakty na wszystkich piętrach władz, a straszenie Rosją stało się obowiązkową codziennością". Wcześniej na portalu pojawił się wywiad byłego premiera udzielony Leonidowi Swiridowowi - Rosjaninowi, wydalonemu z Polski w 2015 roku na wniosek ABW z powodu podejrzeń o działalność szpiegowską. Miller pytany, dlaczego udzielił wywiadu Swiridowowi, zaznaczył, że jego zdaniem decyzja ABW "była zdecydowanie na wyrost". - Myślę, że to była decyzja, która mieściła się w ówczesnym nastroju. Na niego padło, bo był najbliżej, bo był pod ręką. Był najbardziej znanym korespondentem rosyjskim - powiedział były premier. Miller dodał przy tym, że nie ma zaufania do polskich służb. - Uważam, że ja nie reprezentuję żadnej władzy polskiego państwa, jestem obywatelem i nie będę się nikogo pytał z kim mam rozmawiać, a z kim nie - podkreślił Miller. Miller powtórzył w programie stwierdzenie z artykułu podkreślając, "doktryną naszego państwa jest rusofobia". Według niego aby to dostrzec, wystarczy się wsłuchać w słowa polityków. - Jeżeli się wsłuchamy się w to co mówią polscy politycy, to jeszcze dziwne naprawdę, że mimo zapowiedzi wizyty rosyjskich czołgów w Warszawie, i że Putin wyciągnie ręce splamione krwią patriotów, nic się jeszcze nie stało - mówił Miller. "Z Kremla w ogóle Polski nie widać" Jako największe dla Polski zagrożenie były premier wskazał międzynarodowy terroryzm. Jego zdaniem konflikty zbrojne, w które za czasów obecnego prezydenta uwikłała się Rosja, nie stanowiły dla NATO bezpośredniego zagrożenia. - Czy w Polsce jest jakaś duża rosyjskojęzyczna mniejszość, która uważa się za uciśnioną? Czy Rosja ma jakieś pretensje terytorialne do Polski? Nie ma, ale Ukraina ma. Przynajmniej niektórzy działacze nacjonalistyczny. Czy w Polsce są bogactwa naturalne, które Rosja chciałaby przejąć? - pytał retorycznie Leszek Miller. Zdaniem Millera nie ma powodów, dla których Rosja mogłaby interweniować zbrojnie w Polsce. - W Polsce wydaje się wielu ludziom, że Polska jest jakimś centrum uwagi, że z Kremla tylko się ogląda Polskę. Tymczasem z Kremla w ogóle nie widać Polski - przekonywał były premier. Miller był też pytany, po co Polsce obecność w NATO, skoro ze Wschodu nic nam nie zagraża. - Po to by stwarzać i być w pakiecie szerokiego odstraszania. Nie wiemy kto przyjdzie po Putinie - odpowiedział były premier. - Za Putina Rosja jest rządzona w sposób centralistyczny. Za Putina Rosja nie rozpadnie się i cały arsenał termojądrowy jest pod kontrolą. Wyobraźmy sobie, że w Rosji coś się dzieje na przykład wybucha wojna domowa, Putin traci władze, przychodzi jakiś szaleniec. I co wtedy? - dodał były premier. Rosyjska ingerencja w wybory Nawiązując do informacji o ingerencji rosyjskich służb w wybory w USA i Europie Miller ironizował, że "Putin wybrał prezydenta USA. O mało co wybrałby prezydenta Francji. Miał wpływ na wybory w Austrii, może Niemczech. No potężny człowiek". - Rosjanie muszą być bardzo dumni ze swojego prezydenta - dodał. - Ja na miejscu amerykanów, gdybym miał podejrzenia (odnośnie ingerencji obcych służb wybory- przyp. red.), bym powiedział tak: drodzy urzędnicy, drogie służby, waszym zadaniem jest do tego nie dopuścić. A nie płakać, że ci Rosjanie byli od was lepsi. Jeżeli prawdą jest, że byli od was lepsi, to wy się do niczego nie nadajecie - mówił Miller. - A tu co słyszymy? Płacze, rozdzieranie szat, że tamci są lepsi. To jest żenujące i jest żałosne - dodał Miller.

(http://www.tvn24.pl)

                                                    http://www.liiil.pl/promujnotke


środa, 25 października 2017

2 LATA RZĄDU PiS

Znalezione obrazy dla zapytania memy z pisem

Sondażowe rekordy i jedno poważne tąpnięcie.

Dwa lata od zwycięstwa PiS Dokładnie dwa lata temu wyborcy postawili
na Prawo i Sprawiedliwość, które obiecywało "dobrą zmianę".
I mimo tego, że na ulicach rządowi sprzeciwiało się tysiące protestujących, poparcie dla rządzącej partii jest rekordowo wysokie. Opozycja w sondażach pozostaje daleko za PiS. Skąd ten sukces? Wynik wyborczy PiS w 2015 dał partii Jarosława Kaczyńskiego pełnię władzy. Wtedy było to marzenie wielu polityków tej partii. Dwa lata później dzieje się to, w co jakiś czas temu nie wierzyli nawet najwięksi optymiści w PiS-ie. Partia Jarosława Kaczyńskiego zbliża się do poziomu popularności, który wydawał się nieosiągalny. W sondażach gigantyczne poparcie - na poziomie nawet 47 procent. I ma opozycję, która próbuje zrozumieć: jak to możliwe? - To, co wypracowali Polacy przez 25 lat, jest rozdawane - ocenia Ewa Kopacz. - W połowie dekady Gierka też się wydawało, że można żyć na kredyt - dodaje Ryszard Petru. Wskazówki na prowincji Część odpowiedzi, których od dwóch lat szukają politycy opozycji, można znaleźć, ruszając się z Warszawy. Na przykład na Podlasiu ze świecą można szukać kogokolwiek, kto nie głosuje na PiS, choć kiedyś był to przyczółek PSL. Dwa lata temu w gminie Kobylin-Borzymy ponad ponad 85 procent z blisko trzech tysięcy wyborców zagłosowało na Prawo i Sprawiedliwość. Odwiedzamy ich dwa lata później. Większość mieszkańców mówi, że zdecydowanie lepiej im się żyje niż przed zwycięstwem PiS. - PiS dokonał zerwania z tym, co sam Jarosław Kaczyński nazwał imposybilizmem III Rzeczy Pospolitej, czyli pokazał, że państwo może mieć pewną moc sprawczą - ocenia dr Jacek Sokołowski, politolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Opozycja próbuje Opozycja próbuje się przebić z tym, że nie ma nic za darmo. We wtorek rząd zwiększył planowany deficyt do blisko 60 miliardów złotych. Ale powiedzieć "zlikwidujemy 500 plus" to popełnić polityczne samobójstwo. Reporter programu "Czarno na białym" TVN24 odwiedził tereny, przez które latem przeszły nawałnice. Rząd był wtedy krytykowany za spóźnioną pomoc. Nawet biznesmen który - podobnie jak tysiące mieszkańców, wyborców PiS - do dziś zmaga się ze skutkami potężnej wichury, nie ma wątpliwości. - Ci wszyscy ludzie, którzy głosowali na PiS, będą dalej głosowali - mówi Piotr Grobelny. Poparcie dla Prawa i Sprawiedliwości tąpnęło raz. Po szarży w Brukseli, gdy Beata Szydło próbowała zablokować drugą kadencję dla Donalda Tuska. Wtedy, w oczach wyborców, PiS poniosło spektakularną porażkę.

 Autor: Krzysztof Skórzyński / Źródło: Fakty TVN (http://www.tvn24.pl)

                                        http://www.liiil.pl/promujnotke

wtorek, 24 października 2017

KASA ZDROWYCH

Będą dziedziczne!

Medycy strajkują, głodują a w środę w Krakowie lekarze solidaryzując
się z protestującymi.W szpitalach i przychodniach będzie tylko lekarz dyżurny,
a pozostali lekarze: rezydenci, specjaliści i stażyści nie przyjdą do pracy.
Taka postawa mi się nie podoba bo cierpieć będą pacjenci a nie rząd.
Czy jest to działanie zgodne z przysięgą i etyką  lekarską pozostawiam
ocenie pacjentów.
Postulaty protestujące oprócz podwyżek wynagrodzeń zawierają jeden
istotny postulat wzrost nakładów na służbę zdrowia do 6,8% PKB
w ciągu 3 lat.Może ktoś mi wytłumaczy dlaczego protestujący lekarze
żądają wzrostu nakładów 6,8 a nie 8,6 procenta.Pewnie dlatego,że ani
ani jedna ani druga wysokość żądań i mojej propozycji jest niemożliwa
do wprowadzenia w tak krótkim terminie.
Podwyższenie nakładów bez generalnej przebudowy systemu opieki
zdrowotnej niewiele zmieni bo sporą sumę z tych pieniędzy generują
koszty utrzymania NFZ,oddziałów pododdziałów i innych zbędnych
placówek.Wraz z rosnącym od lat PKB automatycznie rosną również
nakłady na lecznictwo.Czy pacjenci to odczuwają,tak bo czas oczekiwania
do lekarzy specjalistów zamiast się skracać to się wydłuża.
W 2004 roku 3 miesiące oczekiwania na wizytę u lekarza specjalisty
wydawało się czymś niesamowitym,dziś tysiące pacjentów
byłoby szczęśliwych gdyby mogła w tak krótkim czasie podjąć leczenie
u specjalisty. Mimo rosnących nakładów czas oczekiwania się wydłuża.
Jednym z problemów może być dystrybucja środków jakimi dysponuje NFZ.
Od początku działalności tej Instytucji zatrudnienie wzrosło o ponad 1000 osób.
Średnie wynagrodzenie około 5 tysięcy zł. i pula 13 milionów przeznaczonych
na podwyżki w budżecie NFZ na 2017 r.
Ponad dwukrotnie wzrosły wydatki na administrację a to ponad 700 milionów.
W wolnych chwilach,protestujący medycy niech sobie te wszystkie koszty
pomnożą,pododają i zastanowią się czy wzrost nakładów do proponowanej
wielkości rozwiąże w Polsce problem z dostępem do lekarza.szczególnie
specjalisty? Moim zdaniem pudrowanie trupa spowoduje jedynie,że będzie
on trochę ładniejszym ale, w dalszym ciągu trupem.

Może opozycja wykorzysta tą okazję,nie do pokazywania się ze strajkującymi,
popierania ich słusznych żądań ale  spróbuje opracować,przynajmniej zarys
programu ,funkcjonowania służby zdrowia w drugiej dekadzie XXI w.
Bo przecież wtedy Zjednoczona Opozycja ma "obalić" PiS.

                                     http://www.liiil.pl/promujnotke