Nadzieja światowego "demokratycznego" układu dotycząca
ewentualnej zmiany w wyborach prezydenckich USA staje
się coraz bardziej płonna.W kolejnym Stanie z minimalną
przewagą wygrał Trump co powinno dać mu kolejne głosy
elektorskie i pewność bycia prezydentem Stanów Zjednoczonych.
Czy tak będzie,przekonamy się dopiero przed inauguracją.
Przeciwnicy Trumpa,nie tylko w USA liczą na elektorów po decyzji
których sprawa się wyjaśni.Elektorzy ze Stanów w którym zwyciężył
prezydent- elekt mogą,ale nie muszą oddać swoje głosy zgodnie z wolą
wyborców a według własnego widzimisię bo np.nie lubią Trumpa
albo ulegli wpływom światowej "demokracji".
Gdy Trump jeszcze przed wyborami oświadczył,że może nie zaakceptować
wyników wyborów uznano to za skandal,przecież to wyborcy są podstawową
częścią demokracji.Obecnie gdy kwestionuje się wybór Trumpa wszystko
jest w porządku i światowe elity akceptują działanie przedstawicielki
partii którą poparło 1 % Amerykanów a finansiści w szybkim tempie
zapewnili jej odpowiednie pieniądze aby mogła pokryć koszty ponownego
liczenia głosów w 3 Stanach w których różnice były minimalne.
To przedostatnia szansa aby nie dopuścić Trumpa do władzy.
Ostatnią szansa są wspomniani wyżej elektorzy którzy mogą ulec wpływom
światowego establishmentu i w imię "demokracji" nie wpuścić Trumpa
do Białego Domu.
Jestem niezmiernie ciekaw jak zakończy się ta walka "dobra" ze "złem
w podobno najlepszej demokracji Świata.
http://www.liiil.pl/promujnotke