
Świat odetchnął z ulgą po historycznym spotkaniu, przedstawicieli USA i KRLD
histerycznie komentowanym przez światowe media.Zarówno jeden jak i drugi
przywódca nuklearnych potęg potrzebowali sukcesu,oczywiście każdy w innym
wymiarze.To spotkanie zagwarantowało im ten sukces.
Pogadali,podpisali stosowne dokumenty,zarówno jedni jak i drudzy podjęli
stosowne zobowiązania,udzielili zapewnień ale żadnych konkretnych
zobowiązań nie podjęli. Trump uważa Kima "za bardzo utalentowanego człowieka"
który "bardzo kocha swój kraj", przy okazji mordując swoich przeciwników
politycznych w tym brata i innych członków rodziny ale nie jest to przeszkodą
dla Trumpa który jako pierwszy z polityków zachodnich spotkał się z szefem
koreańskiego reżimu.Mało tego, zaprosił dyktatora do złożenia wizyty w USA.
Supermocarstwo,jakim bez wątpienia są Stany Zjednoczone AP przestraszyło
się nieobliczalnego dyktatora który kosztem życia milionów swoich rodaków
stał się kolejnym państwem dysponującym bronią atomową i co bardzo ważne
środkami jej przenoszenia które mogły zagrozić supermocarstwu reprezentowanym
przez Trumpa.
Czy rzeczywiście efekty wspólnych deklaracji i wzajemnych zapewnień
takich jak "dogłębna i szczera wymiana opinii w kwestiach związanych
z ustanowieniem nowych relacji na linii KRLD-USA i budowania trwałego
pokoju na Półwyspie Koreańskim" stanie się rzeczywistością przekonamy
się,mam nadzieję w niedługim czasie,chociaż prezydent USA twierdzi,że ma
z przywódcą KRLD Kim Dzong Unem "doskonałą relację".
http://www.liiil.pl/promujnotke