niedziela, 17 grudnia 2017

WOLNE SĄDY

 Łańcuch światła w Warszawie. To protest w obronie sądów

Proponuję manifestantom zmianę hasła.
Napis "WOLNE SĄDY",zastąpić napisem "SĄDY SPRAWIEDLIWE".
O tym że było i jest inaczej świadczy poniższy tekst.

Złapany na gorącym uczynku prokurator wziął 300 tysięcy złotych łapówki za uwolnienie gangstera. Został jednak uniewinniony przez sąd. Mimo, że nie pracuje od 10 lat, co miesiąc pobiera pensję, czyli nawet 5 tysięcy złotych miesięcznie. – Kosztował podatników już około pół miliona złotych. Nie można go jednak usunąć z zawodu, dopóki nie zostanie skazany prawomocnym wyrokiem. Formalnie wciąż jest prokuratorem, tyle że zawieszonym w czynnościach

Prokurator Krzysztof W. stanął przed sądem oskarżony o popełnienie trzech przestępstw korupcyjnych
Najpierw Sąd Okręgowy w Warszawie skazał go na karę 7 lat więzienia.
Jednak 6 grudnia został uniewinniony przez sąd II instancji
Uznano, że policja, która kontrolowała oskarżonego, nie dochowała wszystkich procedur

Był marzec 2007 r. Krzysztof W., śledczy z Prokuratury Okręgowej w Warszawie, czuł się tak pewnie, że pośrednika od łapówek Konrada T. przyjął we własnym mieszkaniu na warszawskiej Starówce. W wypełnionym antykami domu pośrednik wyłożył na stół pieniądze.

– W tych sprawach chcę być dokładny – oznajmił Krzysztof W., przeliczając gotówkę.
Było tego 150 tys. zł i 50 tys. euro. W zamian prokurator miał pomóc w uwolnieniu znanego gangstera zwanego "Młodym Sajmonem".

Wtedy do mieszkania wtargnęli funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego.

Prokurator W. i Konrad T. znali się od dawna. Ten drugi był "naganiaczem".
Miał notes pełen telefonów przekupnych lekarzy, biegłych sądowych, adwokatów i prokuratorów. Dzięki swoim znajomościom załatwiał fałszywe zaświadczenia lekarskie i korzystne prokuratorskie decyzje dla przestępców usiłujących uniknąć aresztu bądź więzienia.
Jego "klientami" byli m.in. gangster ze Śląska "Młody Sajmon" i skazany w aferze korupcyjnej producent filmowy Lew Rywin.

– Prokurator często pomagał mi w sprawach dotyczących przestępców, którzy wiedząc o moich znajomościach, zgłaszali się do mnie po pomoc w uniknięciu więzienia – opowiadał w śledztwie Konrad T.

Według niego skorumpowany prokurator za prawie 50 tys. zł umorzył wcześniej postępowanie w sprawie znanego biznesmena, który miał sfałszować weksel na 12 mln zł na szkodę sieci handlowej Carrefour. W tej sprawie prokurator stanął przed sądem oskarżony o popełnienie trzech przestępstw korupcyjnych. Najpierw Sąd Okręgowy w Warszawie skazał go za to  na karę 7 lat pozbawienia wolności oraz 10 lat zakazu wykonywania zawodów prawniczych. Jednak 6 grudnia tego roku, sąd II instancji, po rozpoznaniu apelacji skazanego, uniewinnił go od tych czynów.

Brudne ręce śledczego

Prokurator W. wpadł, ponieważ naganiacz, chcąc chronić siebie, "wystawił" go policji. Łapówkę dla śledczego – w złotówkach i euro – Konrad T. wręczył już pod kontrolą policjantów. Pieniądze były znaczone.

Funkcjonariusze wtargnęli do mieszkania prokuratora, gdy ten przyjmował banknoty oblepione fluorescencyjnym proszkiem. Miał od niego brudne ręce i spodnie. Nie było wątpliwości, że łapówka trafiła w jego ręce. Ale nie trafił od razu do aresztu, ponieważ chronił go immunitet.
Żeby się ratować przed aresztem, prokurator sam po tygodniu wręczył łapówkę osobie, która obiecała mu protekcję. I znów został przyłapany na gorącym uczynku...

Jak to możliwe, że mimo ewidentnych dowodów prokurator W. od 10 lat unika sprawiedliwości i bierze z prokuratury pensję?

– Sędziowie przyjęli na wiarę tłumaczenia prokuratora, że łapówka nie była łapówką, lecz rzekomo jego sprytnym wybiegiem. Oskarżony tłumaczył, że co prawda wziął równowartość 300 tys. zł i obiecał w zamian pomoc w uwolnieniu gangstera, ale zamierzał zwrócić pośrednikowi część gotówki. Chciał tylko odliczyć sobie z tej sumy 130 tys. zł, które był mu rzekomo winien pośrednik – opowiada nam osoba znająca kulisy sprawy.

W przypadku łapówki, którą wręczył sam prokurator, żeby uniknąć aresztu, sąd zignorował fakt, że doszło do korupcji. Uniewinnił prokuratora tylko z przyczyn formalnych. Uznał, że policja, która kontrolowała oskarżonego, nie dochowała wszystkich procedur.

Prokuratura już zapowiedziała apelację w tej sprawie.

ONET-Wiadomości.
                                                        http://www.liiil.pl/promujnotke



sobota, 16 grudnia 2017

ZAMACH



                

Robi wrażenie,prawda?

Drobna kobiet "rzucona" na chodnik pod butem policjanta.
Zanim przejdę do sedna sprawy oddajmy głos "bohaterce " tego wydarzenia'.
"Ktoś ma problem, że jaja? Trzeba mieć jaja, żeby zrozumieć, że jaja w tej sytuacji
to jak pieszczoty.
P.S. A po wypuszczeniu, wsiedliśmy do autobusu, za którym jechała suka,
by nas śledzić. Proszę mnie dobrze zrozumieć, śniły mi się dzisiaj w nocy mołotowy,
jaja to naprawdę daleko idący kompromis."
Rodzi nam się nowa gwiazda siłowych rozwiązań w wojnie Polsko-polskiej.
Jak na razie chwali się jedynie kontuzjowanym kolanem kilkoma siniakami.

Pisarka Suchanow bo o niej mowa ,może mówić o wielkim szczęściu że,
incydent w którym uczestniczyła zakończył się jedynie drobnymi obrażeniami.
Gdyby podobna sytuacja miała miejsca np.w USA albo w Izraelu to "bohaterka"
w najlepszym przypadku zapewniłaby sobie długotrwały pobyt w szpitalu
albo uroczysty pogrzeb z tysiącami opłakujących jej śmierć manifestantów.
W tych i innych państwach służby nie patyczkują się  z "zamachowcami
a pani Suchanow zamachnęła się rzucając jajkami.
W mroku czy ciemności trudno jest zidentyfikować czy to  jajko, kamień
a może "koktajl Mołotowa" ,granat czy materiał wybuchowy.
Zapewne "bohaterka" opozycji jest osobą mądrą o czym świadczy jej
twórczość,a z drugiej strony,nie chcę jej obrazić, więc napiszę że, jest osobą
oszczędnie gospodarującą rozumem.

Demokracja zapewnia nam możliwość demonstracji,jednakże przekraczanie
pewnych norm niesie za sobą niebezpieczeństwo nie tylko utraty zdrowia
ale nawet życia.O tej zasadzie powinni pamiętać wszyscy uczestnicy i organizatorzy
pokojowych, jak twierdzą demonstracji.


                                                     http://www.liiil.pl/promujnotke




piątek, 15 grudnia 2017

NEGOCJACJE

Premier Leszek Miller i wicepremier Grzegorz Kołodko z dziennikarzami na pokładzie samolotu wracającego z Kopenhagi po udanych negocjacjach z UE.


Na szczycie w Kopenhadze, zakończonym 13 grudnia 2002 r., ówczesny rząd
Leszka Millera sfinalizował negocjacje. Droga Polski do Unii Europejskiej
stanęła otworem.

Mało kto o tym pamięta,ale to "komuch" Leszek Miller "wprowadził"
Polskę do Unii Europejskiej.Właśnie minęła 15 rocznica tego wydarzenia
o którym "demokraci" z obecnego rządu zupełnie zapomnieli.
Jak przypuszczam Miller ma to w dolnym poważaniu ale, przynajmniej
dziękuję to Mu się należy.

Jest wiele tematów w których mam odmienne zdanie od redaktora Michnika,
z tym stwierdzeniem zgadzam się w 100 %.

"Z pewnością różni ludzie w różny sposób będą opowiadać o drodze Polski
do Unii Europejskiej. Tak to już bywa, że zwycięstwo ma wielu ojców,
a tylko porażka jest sierotą. Jest jednak oczywiste, że rola Leszka Millera
była decydująca."
 - Adam Michnik.

"W roku 2009 została wydana książka napisana przez Leszka Millera
pt. "Tak to było", opowiadająca o kulisach wstąpienia Polski
do Unii Europejskiej.

Przede wszystkim trzeba przyznać, że jest napisana bardzo prostym i przyjemnym
językiem. Leszek Miller opisuje rok po roku, miesiąc po miesiącu, włączając w to
wszystkie ważne wyjazdy i rozmowy z przywódcami tego świata.

Opis rozmowy w Brukseli z prezydentem Francji, którym był wówczas Jacques Chirac w sprawie rakiet, które to Polscy żołnierze znaleźli w Iraku. Wówczas prezydent Francji chciał natychmiast zrywać stosunki dyplomatyczne z Polską.

Krytyczna rozmowa Leszka Millera z Rasmussenem w sprawie ostatecznych warunków przystąpienia Polski do Unii, gdzie w pewnym momencie całe długoletnie negocjacje zwisły na cienkim sznurku.

Takich ciekawych i kontrowersyjnych wydarzeń międzynarodowych jest wiele
w tej książce.W dość ciekawy sposób ukazana jest opozycja oraz podejście
dziennikarzy do rządu Leszka Millera.

Chociażby opisywana szeroko w mediach sprawa przelotu premiera Millera
z kanclerzem Niemiec Schröderem, samolotem należącym do rządu niemieckiego.
Cały świat wówczas skomentował to, jako gest przyjaźni ze strony Niemiec,
polscy dziennikarze opisali to jako wsiadanie na miotłę czarownicy, że to absurd
i tak nie można.

Książka zawiera również bardzo dużo wypowiedzi polityków w kwestiach kluczowych dla Polski.

Warto przeczytać i poznać wszystkie kulisy dążenie Polski do Unii. Od kuchni.
Warto zapoznać się również z przemyśleniami Leszka Millera oraz jego emocjami
związanymi z przebiegiem negocjacji."
Wiadomosci24 - Wiadomości Online, Najświeższe Wiadomości


Polecam!

Dziękuję p.premierze Miller.
Mam nadzieję że,wielu Europejczyków przyłączy się do tego podziękowania.


                                                    http://www.liiil.pl/promujnotke