Czasem warto zapoznać się ze zdaniem specjalistów.
- Audyt całkowicie zepchnął PO i PSL do narożnika. PiS postanowiło pójść za ciosem, oceniając, że skoro opozycja dołuje, to należy wyprowadzić takie uderzenie, by ją dobić – ocenia dr Jacek Sokołowski w rozmowie z Onetem. - Platforma nie ma argumentów, by zatrzymać ofensywę PiS. Główną linią obrony dla PO staną się słowa Donalda Tuska na temat audytu – przedstawianego jako "kłamstwo"; w tej chwili jest to jedyna nadzieja tej partii – dodaje politolog z UJ.
Z dr Jackiem Sokołowskim, politologiem z Uniwersytetu Jagiellońskiego, rozmawia Przemysław Henzel.
Przemysław Henzel: W środę premier oraz ministrowie rządu PiS przedstawili audyt rządów PO-PSL. Beata Szydło mówiła, że nie jest to przejaw rewanżyzmu, ale Platforma i Ludowcy odebrali to jednak w taki właśnie sposób. Audyt jest zawsze polityczny?
Dr Jacek Sokołowski: Rozliczenie przeciwników politycznych z ich dorobku zawsze jest instrumentem komunikacji dla partii, która taki audyt przeprowadza – niezależnie od tego, czy przeprowadza go rząd w stosunku do poprzednika, czy opozycja w trakcie kadencji. Każdy szuka jak największej ilości "haków" na przeciwnika, ale rząd PO-PSL pod tym względem bardzo ułatwił zadanie Prawu i Sprawiedliwości. Osoby uważnie przyglądające się polityce nie są zaskoczone tym, co usłyszeliśmy w Sejmie, gdyż doskonale zdawały sobie sprawę z tego, że PO-PSL rządzi w sposób, co najmniej, niegospodarny.
Czyli trudno byłoby umieścić wyniki tego audytu w kategoriach "politycznej sensacji"?
Wyniki audytu mogą być zaskoczeniem co najwyżej dla "przeciętnych zjadaczy chleba", którzy polityką za bardzo się nie interesują - zgodnie z tym, co dr Marek Migalski ładnie nazwał "teorią wyspy"; politycy są jak grupa ludzi na wyspie pośrodku jeziora, zaś wyborcy to znajdujący się na drugim brzegu, na plaży, wycieczkowicze, którzy bawią się między sobą i niespecjalnie dociera do nich to, co dzieje się na tej wyspie; chyba że wydarzy się tam coś szczególnie głośnego, spektakularnego, co przyciągnie ich uwagę.
Ogłoszenie audytu jest właśnie takim sygnałem skierowanym do "politycznych plażowiczów", którzy nie za bardzo orientują się co się w polityce. Dla nich, oczywiście, to co usłyszeliśmy może być zaskakujące i mocno zniechęcające do Platformy - i temu właśnie audyt miał służyć.
Jaki, Pańskim zdaniem, jest główny wniosek płynący z audytu autorstwa PiS?
PiS wysłało sygnał, że PO była partia niegospodarną. W mojej ocenie, audyt zawiera jednak niewiele przypadków, które mogłyby mieć finał w postaci postępowań karnych. Osobiście nie spodziewam się wielu procesów przeciwko osobom ze szczytów "politycznego świecznika", choć takie próby z pewnością zostaną podjęte. Z audytu wyłania się przede wszystkim obraz bałaganu, niekompetencji i niegospodarności – zahaczającej o korupcję, ale niekoniecznie będącej korupcją w sensie prawno-karnym.
Niezależnie od celów komunikacyjnych, PR-owskich, wartość tego audytu polega na tym, że w jakimś stopniu zaprezentował on w pigułce mechanizm, który za rządów PO-PSL stał się jednym z głównych mechanizmów sprawowania władzy. Dokładniej mówiąc, nie tyle stał się, ile osiągnął swego rodzaju pełnię, gdyż występował on już wcześniej, ale dopiero za rządów Tuska stał się mechanizmem dominującym - także dlatego, że dopiero rządy Platformy uzyskały dostęp do dużych środków pochodzących z UE.
Jaki, Pana zdaniem, miałby być to "mechanizm"?
Mechanizm ten można uznać za "para-korupcyjną niegospodarność", polegającą na chaotycznym wydawaniu publicznych pieniędzy, często bez sensu - przede wszystkim po to, by dać przy tym zarobić różnego rodzaju sprzymierzeńcom i klientom. To oczywiście istniało już wcześniej, ale charakterystyczną cechą rządów PO stało się zorganizowanie tej niegospodarności w system procedur, który ją legalizował, pozwalał korzystać z "dobrodziejstw" kapitalizmu politycznego bez popełniania przestępstw.
Dlaczego właściwie nie zbudować dziewięciu kilometrów słupków w szczerym polu, czy nie obstawić ekranami akustycznymi autostrady, w pobliżu której nie ma żadnych zabudowań? Bardzo trudno będzie udowodnić, że przy tego typu działaniach doszło do przestępstwa, tym bardziej, że ogromny przerost biurokracji, stworzonej do obsługi tych procedur, zaowocował gigantyczną produkcją "podkładek", zapewniających zwolnienie od odpowiedzialności za tego rodzaju decyzje.
Gdy prokurator zacznie drążyć temat tych ekranów, okaże się, że istniała opinia wystawiona przez certyfikowaną firmę, z której wynikało, że w tym właśnie miejscu poziom hałasu nie powinien przekraczać jakiejś normy, opinia ta wystawiona została w oparciu o badania przeprowadzone przez jakiś instytut, zaś odpowiedni departament prawny przeprowadził analizę, z której wynikało, że zgodnie z jakimś rozporządzeniem europejskim ograniczenie hałasu w takiej sytuacji jest konieczne. I okaże się, że nie ma korupcji, jest tylko stos papierów i cząstkowych decyzji, w których odpowiedzialność kompletnie się rozmyła.
PO i PSL odpowiadają, że raport nie był konkretny i nie zwierał "twardych" danych mogących skłaniać rząd Prawa i Sprawiedliwości do wysnuwania takich, a nie innych, wniosków.
Oczywiście, między innymi dlatego, że właśnie w opisanych przeze mnie mechanizmach konkret bardzo ciężko znaleźć. Widać gołym okiem te słupki w polu i widać, że są one bez sensu, ale ustalić kto to zrobił, już się nie da. Twardych konkretów pozwalających na wszczęcie postępowań karnych w audycie w związku z tym nie padło zbyt dużo. Nie da się oczywiście wykluczyć, że to PR pozwalający na przygotowanie osłony medialnej przed falą aresztowań wśród opozycji. Ale wydaje mi się to mało prawdopodobne, przede wszystkim ze względu na te wspomniane mechanizmy rozmywania odpowiedzialności.
Dlatego taka spiskowa teoria, że teraz, po ofensywie medialnej "urabiającej" nastroje społeczne, CBA i podporządkowana Ziobrze prokuratura zaczną zamykać liderów PO jest - no właśnie - tylko teorią spiskową. Postępowania karne będą zapewne wszczynane, ale raczej dotyczyć będą urzędników niższych szczebli i będą grzęzły w papierologii, trudnościach dowodowych i w ogólnym imposybilizmie wymiaru sprawiedliwości, który przecież nie zniknął dlatego, że zmienił się prokurator generalny.
PiS, przez osiem będąc w opozycji, miał sporo czasu, by uważnie przyjrzeć się rządom koalicji PO-PSL. Dlatego wyniki audytu nie powinny dziwić?
O zaskoczeniu zdecydowanie nie powinno być mowy, ponieważ każdy, kto przyglądał się wydarzeniom politycznym w trakcie ostatnich ośmiu lat, wiedział czego można się po takim audycie spodziewać. Co prawda, są pewne ciekawostki, ale nie zmieniają one ogólnego obrazu i wydźwięku audytu. Przekonanie o takim, a nie innym, charakterze rządów poprzedniej ekipy było także dość powszechne w elektoracie, co znalazło wynik w postaci wyników ostatnich wyborów parlamentarnych.
A co z datą prezentacji audytu? Opozycja twierdzi, że ten dzień nie został wybrany przypadkowo, ponieważ rząd Beaty Szydło chciał jakoby przykryć marsz opozycji i KOD-u z 7 maja oraz rating Polskis, który ma być zaprezentowany w piątek. Czy takie twierdzenia mają jakiekolwiek podstawy?
Uważam, że tak właśnie było. W wielu źródłach pojawiały się informacje, że ujawnienie audytu zostało przyspieszone za sprawą tych dwóch powodów. Zastanawiam się jednak przy tym, czy prawdziwa jest teza, że marsz z 7 maja pokazał siłę opozycji - i w związku z tym audyt miał go "przykryć". Uważam, że było raczej odwrotnie - marsz pokazał słabość opozycji, a PiS audytem postanowił ją dobić. Zwróćmy uwagę, że mobilizacja nawet najwyższej podawanej liczby uczestników - czyli 240 tysięcy osób - to w gruncie rzeczy niewiele.
Zdanie polityków opozycji i członków KOD-u na ten temat jest zupełnie inne. Z czego wynika Pański wniosek?
To nie była któraś tam z rzędu manifestacja w obronie Trybunału, czy jakaś tam manifestacja niezadowolenia z rządów PiS. To był szczyt możliwości organizacyjnych i mobilizacyjnych całej - podkreślmy - całej opozycji, która rzuciła wszystkie ręce na pokład i wezwała ludzi do obrony już nie demokracji nawet - która skądinąd, jest zagrożona w stopniu skrajnym, jeśli wierzyć apelowi trzech byłych prezydentów - ale do obrony naszej obecności w Unii Europejskiej, czyli czegoś, co absolutna większość Polaków nadal popiera.
"Gorzej już być nie może", "demokracja zgwałcona" i "Kaczyński chce nas wyprowadzić z UE". Jeżeli pod tymi hasłami udało się zgromadzić ćwierć miliona ludzi, to znaczy że więcej wyprowadzić się na ulice po prostu nie da, a taka demonstracja – choć oczywiście liczna – nie wystarcza, by obalić rząd. Dlatego też myślę, że marsz z 7 maja świadczy raczej o słabości opozycji. I dlatego sądzę, że ogłoszenie audytu w dniu 11 maja było odpowiedzią na demonstrację, ale nie jako odpór i kontrnarracja. Wręcz przeciwnie - Prawo i Sprawiedliwość postanowiło pójść za ciosem, oceniając, że skoro opozycja jest słaba, to należy wyprowadzić takie uderzenie, by ją dobić.
Pytanie jednak czy tak zaprezentowany audyt rzeczywiście może, jak Pan mówi, " dobić" opozycję?
Skutki PR-owskie audytu będą potężne. Audyt już teraz całkowicie zepchnął PO i PSL do narożnika. Ilość i siła tych zarzutów - niekoniecznie odpowiednio udokumentowanych, ale przedstawianych w sugestywny sposób - zepchnęła PO do defensywy, w której partia ta nie jest w stanie się odnaleźć. Pokazują to kontrargumenty członków Platformy, czyli twierdzenia w rodzaju "PiS jeszcze nic nie osiągnęło" i "nic nie ma na papierze".
Psychologia ludzka działa w ten sposób, że gdy rzuci się mocne oskarżenia, to obrona przy stosowaniu kontrargumentów, do jakich odwołują się Platforma i PSL, nie przyniesie pożądanego efektu. Na tym audycie wizerunkowo straci nie tylko PO i Ludowcy, ale pośrednio także Nowoczesna, bo dominującym nastrojem społecznym w Polsce w tej chwili jest dążenie do "zmiany". A wspólna linia całej opozycji to obrona dorobku III RP, której uosobieniem stał się - mimo woli -Trybunał Konstytucyjny.
http://www.liiil.pl/promujnotke