Ani Kaczyński, ani Schetyna nie zabili Adamowicza
Przypisywanie Prawu i Sprawiedliwości winy za tragiczną śmierć prezydenta
Gdańska Pawła Adamowicza nie ma nic wspólnego z prawdą.
Za tę zbrodnię odpowiada psychicznie chory człowiek, który nie był ani
zwolennikiem PiS, ani nie miał nic wspólnego z partią władzy,
która wraz Platformą Obywatelską i innymi ugrupowaniami od lat tworzy
atmosferę wojny Polsko-polskiej.
"Politycy wszystkich partii od lat grają na społecznych emocjach,
mobilizując w ten sposób elektorat. Tak niestety wygląda współczesna polityka"
"Nie bądźmy naiwni, że tragiczna śmierć prezydenta Gdańska nie zostanie
politycznie wykorzystana. Zostanie i myślę, że nie raz otworzymy szeroko oczy
ze zdumienia i nie raz z niesmakiem wykrzywimy usta"
"Nawet jeśli mordercę motywowała atmosfera nienawiści w polityce,
to za tę zbrodnię nie odpowiadają ani Jarosław Kaczyński,
ani Grzegorz Schetyna, ani Donald Tusk"
Trudno nie zgodzić się ze słowami krytykowanego dziś przez niektórych
dominikanina ojca Ludwika Wiśniewskiego, który w czasie uroczystości
pogrzebowych Pawła Adamowicza mówił, że „trzeba skończyć z nienawiścią,
trzeba skończyć z nienawistnym językiem, trzeba skończyć z pogardą,
trzeba skończyć z bezpodstawnym oskarżaniem innych”. Siłą tych słów jest
bowiem moralna racja, która dla polityków i dużej części komentatorów
żyjących od lat w świecie konfliktów i sporów jest po prostu nieosiągalna.
Ostatnie co najmniej 10 lat w rodzimej polityce to okres wojny polsko-polskiej,
plemiennych walk o rząd dusz Polaków, nieustannych oskarżeń pełnych mowy nienawiści.
To także czas wielkich narodowych tragedii jak katastrofa smoleńska oraz innych
tragicznych wydarzeń jak zabójstwo Marka Rosiaka w łódzkim biurze PiS,
czy samospalenie Piotra Szczęsnego. Wówczas, tak jak i teraz, tylko na chwilę
stać było polską elitę na odrobinę refleksji i zadumy, by potem powrócić
do języka nienawiści i kłamstw, na których zbudowana została niejedna
kariera polityczna i medialna.
Wystarczy przypomnieć sobie, co mówiono przed laty o ofiarach katastrofy
smoleńskiej, jak ponure żarty powtarzali politycy PO o tragicznie zmarłym
prezydencie Lechu Kaczyńskim i pierwszej damie Marii Kaczyńskiej
(„kaczka po smoleńsku i krwawa Mary” - przypomnijmy).
To politycy dzisiejszej opozycji wykrzykiwali z sejmowych ław do prezesa PiS,
by zadzwonił do brata, a ich zwolennicy niejednokrotnie blokowali Jarosławowi
Kaczyńskiemu drogę na grób na krakowskim Wawelu.
W rewanżu z ust polityków PiS padały stwierdzenia o zdradzieckich mordach,
zdrajcach ojczyzny, agentach i sługusach Kremla czy Berlina.
A dziś wypowiedzi takie, jak prezydenta Poznania o tym, że za doprowadzenie
do zabójstwa Pawła Adamowicza odpowiada Jarosław Kaczyński,
a z drugiej strony wpisy posłanki PiS Krystyny Pawłowicz i wybryki dziennikarzy
TVP, manipulujących przekazem z pogrzebu, tylko potwierdzają, że ta wojna t
rwać będzie dalej.
Żeby było jasne: nie chodzi tu o żaden symetryzm. Politycy wszystkich partii
od lat grają na społecznych emocjach, mobilizując w ten sposób elektorat.
Tak niestety wygląda współczesna polityka i to nie tylko w Polsce.
Zatem nie bądźmy naiwni, że tragiczna śmierć prezydenta Gdańska nie zostanie
politycznie wykorzystana. Zostanie i myślę, że nie raz otworzymy szeroko oczy
ze zdumienia i nie raz z niesmakiem wykrzywimy usta. Zapewne wyrazimy także
głośno sprzeciw wobec języka, którym posługują się politycy i media.
I słusznie, bowiem nie powinniśmy być dłużej obojętni na - jak mówił
o. Wiśniewski - „panoszącą się truciznę nienawiści w mediach, w szkołach,
na ulicach, w parlamencie czy w Kościele”. By ludzie posługujący się językiem
nienawiści i budujący swoją karierę na kłamstwie - a jest niestety takich wielu -
nie pełnili dłużej funkcji publicznych, czy to w polityce, czy w mediach.
Znając jednak historię Stefana W., nie można przypisywać jego czynu
tej czy innej partii politycznej. Człowiek ten w ciągu ostatnich pięciu lat
ponad 20 razy diagnozowany był kątem schizofrenii, a jego matka robiła
co mogła, by do służb dotarły sygnały o niepoczytalności jej syna.
Na pewno zawiódł system, zawiedli konkretni ludzie, którym do głowy
nie przyszło, że Stefan W. może dokonać tak strasznej zbrodni.
Lecz nawet jeśli motywowała go do tego czynu atmosfera nienawiści w polityce,
to za tę zbrodnię nie odpowiadają ani Jarosław Kaczyński, ani Grzegorz Schetyna,
ani Donald Tusk. Mają oni za to na sumieniu zupełnie inne poważne grzechy.
Autor:ANDRZEJ GAJCY
ONET-Wiadomości
http://www.liiil.pl/promujnotke