czwartek, 8 września 2016

"OGIEŃ"


Znalezione obrazy dla zapytania zdjecie kurasia 0gnia
                Bohater PiS - Józef Kuraś "Ogień"

Centrum  Edukacyjne Instytutu Pamięci Narodowej,w formie gry
ma zamiar edukować,prawdopodobnie młodych Polaków,bo tacy
starzy jak ja,wiedzą swoje wykorzystując do tego celu lansowanych
przez PiS. Żołnierzy Wyklętych.Przeniesieni w czasie do okresu
drugiej połowy lat czterdziestych uczestnicy edukacji wcielą się
w Żołnierzy Niezłomnych walczących z sowieckim okupantem.

IPN postanowił opowiedzieć historię z początków Polski Ludowej
za pomocą 60 minutowej gry zespołowej typu „real life escape game”.

Jako pierwszego bohatera tej edukacyjnej zabawy,proponuję
uhonorowanego przez PiS pomnikiem odsłoniętym przez "poległego"
pod Smoleńskiem prezydenta L.Kaczyńskiego - Józefa Kurasia
pseudonim "OGIEŃ"





„Ogień” był bandytą
 autor Leszek Konarski , Marzec 4, 2012
Przegląd


Akowcy z Podhala, przysięgając na Biblię, poświadczyli,
ze „Ogień” mordował niewinnych ludzi

Górale z Nowego Targu cieszą się, że Instytut Pamięci Narodowej wreszcie
ma konkurencję i dzięki temu ludzie dowiedzą się prawdy o działalności
oddziału partyzanckiego Józefa Kurasia „Ognia” w latach 1945-1947 na Podhalu,
Orawie i Spiszu. Gdy 10 lat temu krakowski oddział IPN zwrócił się do świadków
tamtych wydarzeń, chętnie przekazywali swoje relacje i opisywali,
jak byli przez „Ognia” nękani, zastraszani, grabieni, ilu niewinnych ludzi zamordowano.
Efekt ich szczerych relacji był taki, że 13 sierpnia 2006 r. zostali zaproszeni
do Zakopanego na uroczystość odsłonięcia przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego
pomnika „Ognia” i jego poległych podkomendnych. Żaden z zabierających głos
przedstawicieli IPN ani major WP, który w czasie apelu poległych odczytał
ponad 90 nazwisk „ogniowców”, nie wspomnieli o kilkukrotnie większej liczbie ludzi,
którzy przez „Ognia” stracili życie. Nawet w trakcie mszy z udziałem prezydenta,
poprzedzającej uroczystość, nikt się za nich nie pomodlił.
Postawienie Kurasiowi pomnika w Zakopanem i zrobienie z jego odsłonięcia
patriotycznej uroczystości o randze państwowej tak bardzo zdenerwowało
Słowaków mieszkających po obu stronach polskiej granicy, że odpowiednik
polskiego IPN, Ústav Pamäti Národa w Bratysławie, postanowił zająć się sprawą
nowego polskiego Janosika. Nie mogli pojąć, jakim sposobem człowiek,
który był zwolennikiem czystek etnicznych, który chciał Polski bez Słowaków,
Rusinów i Żydów, który terroryzował, zabijał i okradał ludność na terenie
polsko-słowackiego pogranicza, został szlachetnym bohaterem, mordującym
wyłącznie przedstawicieli władzy ludowej. Słowaccy historycy przyjechali do Polski,
zapoznali się z dokumentami zgromadzonymi w archiwach IPN, spisali relacje
wielu osób,
w 2009 r. przysłali ekipę filmową, która zrealizowała 33-minutowy film dokumentalny
„Zakątki zapomniane przez Pana Boga”. Został on pokazany tylko w telewizji słowackiej.
Jego „polska” premiera odbyła się w sierpniu 2010 r. w Instytucie Polskim w Bratysławie.
Słowacy pokazali w nim zupełnie innego Kurasia, nieprzypominającego tego
 opisywanego przez nasz IPN, i dlatego film do polskiej telewizji nie trafił.
Słowacy nadal zbierają materiały dotyczące Kurasia. Po raz pierwszy postać
tego samego człowieka oceniają historycy dwóch sąsiadujących ze sobą państw.
W Polsce powojenne losy oddziału partyzanckiego Józefa Kurasia „Ognia” bada
Maciej Korkuć z krakowskiego oddziału IPN, natomiast pracami słowackich
badaczy kieruje Lubomir Durina z UPN w Bratysławie.
Dla polskiego historyka Kuraś to zasłużony przywódca antykomunistycznego
podziemia, odważnie walczący z władzą ludową. Natomiast słowacki historyk
uważa, że oddział „Ognia” to banda, która wprawdzie miała na swoich sztandarach
hasła walki o wolną Polskę, ale przy okazji terroryzowała góralskie wsie,
grabiła i mordowała niewinnych ludzi, realizowała program czystek etnicznych,
 nienawidziła Słowaków, Rusinów i Żydów. Trudno jednak się spodziewać,
że pracownicy dwóch narodowych instytutów pamięci, położonych po obu
stronach granicy, zespolą wysiłki i wspólnie postanowią szukać prawdy.
Za państwowe pieniądze zawsze będzie ona różna.


Przysięgli na Biblię

16 marca 1990 r., po wieczornej mszy, na plebanii kościoła Najświętszego
Serca Pana Jezusa w Nowym Targu zjawiło się ośmiu mężczyzn, byłych żołnierzy
Armii Krajowej z terenu Podhala, wszyscy w wieku ok. 70 lat.
Zapowiedzieli wcześniej, że przyszli przekazać parafii bardzo ważny dokument
i poświadczyć na Biblię, że wszystko, co napisali, jest prawdziwe.
Chcą to potwierdzić przed Bogiem. Zostali przyjęci przez proboszcza
Franciszka Juraszka i wikarego Henryka Paśkę.
– Stół nakryłem białym obrusem, położyłem krzyż i Biblię, zapaliłem świece –
wspomina jedyny żyjący świadek tego wydarzenia, ks. Henryk Paśko,
obecnie proboszcz parafii św. Jadwigi Królowej przy ul. Ludźmierskiej w Nowym Targu.
– Wszystkich tych mężczyzn znałem osobiście, bo byłem kapelanem
nowotarskich akowców.
To byli bardzo zacni ludzie, godni zaufania, ogromnie dla Polski zasłużeni,
o wspaniałych życiorysach. Wszyscy już zmarli, nie żyje też ks. Juraszek.
Tylko ja zostałem.
Kpt. Jan Kacwin, pseudonim „Juhas”, prezes nowotarskiego koła Światowego Związku
Żołnierzy Armii Krajowej, jeden z założycieli tutejszej Komisji Historii Wojskowości
oraz oddziału Polskiego Towarzystwa Historycznego, położył w pobliżu Biblii
dziewięciostronicowy dokument z podpisami wszystkich przybyłych na plebanię.
Gdy zbliżyli się do stołu, Jan Kacwin powiedział, że te kartki to jest ich testament,
do wiadomości Pana Boga. Cudem przeżyli zarówno hitlerowską okupację,
jak i „Ognia”. Mają już swoje lata, nie wiedzą, jak długo pozostaną jeszcze
na tym świecie. Są przekonani, że gdy odejdą ostatni świadkowie powojennych
wydarzeń, w Polsce zacznie się tworzenie legendy wokół postaci Józefa Kurasia.
Dokument składają w depozycie w nowotarskiej parafii, bo tu będzie bezpieczny.
Mają nadzieję, że zostanie odczytany na Sądzie Ostatecznym.
Podpisali się, położyli ręce na Biblii i przysięgli, że wszystko,
co napisali, odpowiada prawdzie. Następnie ks. prałat Franciszek Juraszek
na dole dziewiątej strony, pod podpisami ośmiu akowców, napisał,
że 16 marca 1990 r. był świadkiem złożenia przysięgi przez osoby podpisane
pod dokumentem i poświadcza to swoim podpisem.
Ks. Franciszek Juraszek, proboszcz parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa
w latach 1976-2001, były duszpasterz nowotarskiej „Solidarności”, zmarł w 2009 r.
Wraz z jego śmiercią w tajemniczy sposób zniknął z plebanii dokument byłych
akowców. Nikt z obecnie pracujących tu księży nie jest w stanie powiedzieć,
co się z nim stało. Komuś musiało na tym bardzo zależeć.
Nowotarscy akowcy widocznie to przewidzieli i dlatego pozostawili kopie
tego dokumentu swoim rodzinom. Jedną z tych kopii pokazałem ks. Henrykowi
 Paśce.
– Mogę tylko stwierdzić, że jest to kserokopia oryginalnego dokumentu.
Brakuje na niej jedynie podpisu ks. Franciszka Juraszka.
Nie mam pojęcia, co się stało z oryginałem. Proszę wybaczyć,
ale nie powiem panu nic o Kurasiu, bo jest to w naszym regionie dalej wielka,
niezabliźniona rana. Całą sprawę powinniśmy powierzyć do rozstrzygnięcia
Panu Bogu i bożemu miłosierdziu.

Nawet IPN nie oczyści

Kpt. Jan Kacwin, ostatni z ośmiu mężczyzn składających przysięgę,
były żołnierz IV batalionu 1. Pułku Strzelców Podhalańskich AK,
po wojnie aresztowany i więziony, długoletni prezes koła Światowego Związku
Żołnierzy AK, został odprowadzony na cmentarz 2 grudnia 2011 r.
 Nie doczekał sesji Rady Powiatu Nowotarskiego, na której miała być omawiana
sprawa postawienia w Waksmundzie koło Nowego Targu pomnika
Józefa Kurasia „Ognia”.
 Wolał widocznie odejść wcześniej.
O tym, co kpt. Kacwin mógł sądzić o planach postawienia pomnika
Józefowi Kurasiowi, można tylko wnioskować z jego wcześniejszych wywiadów
udzielonych miejscowej prasie, gdzie o „Ogniu” mówił: „bandyta”,
„negatywna postać”, „dezerter AK działający na własną rękę”, „my walczyliśmy
o Polskę wolną, demokratyczną, wielu z nas było na Sybirze, w więzieniach
stalinowskich, jednak nie mordowaliśmy, nie grabiliśmy zwykłych ludzi”.
Byli akowcy z Podhala od wielu lat protestowali przeciwko wszelkim formom
gloryfikowania postaci „Ognia” po 1989 r., słali liczne pisma do gazet,
do IPN, domagali się wyjaśnienia pospolitych zbrodni popełnionych przez
oddział „Ognia”.
Powołali Stowarzyszenie Pamięci im. 1. Pułku Strzelców Podhalańskich,
które zajęło się zbieraniem relacji i dokumentów o zbrodniach ludzi „Ognia”
na byłych żołnierzach AK. W Zakopanem zablokowali nazwanie imieniem
Józefa Kurasia jednej z ulic na osiedlu Pardałówka. Ale zapobiec postawieniu
Kurasiowi pomnika nie zdołali. Tyle że nie dopuścili do usytuowania go
w centrum miasta.
Pomnik najpierw miał stanąć w centrum, u zbiegu ul. Kościuszki z al. 3 Maja,
potem zaproponowano park im. Józefa Piłsudskiego, koło pomnika Grunwaldzkiego.
Dzięki protestom, że marszałek nie byłby zadowolony z takiego towarzystwa,
stanął w mniej eksponowanym miejscu przy ul. Kościuszki, naprzeciwko dworca PKS.
Kilka lat temu byli akowcy z Podhala nie dopuścili do przegłosowania uchwały
o zgodzie Rady Miasta Nowego Targu na pomnik Kurasia w centrum miasta oraz
na powstanie ulicy „Ognia”. W tych działaniach popierali ich szczególnie mieszkańcy
Waksmundu i Ostrowska, wsi, które najbardziej ucierpiały w wyniku powojennej
działalności partyzanckiego oddziału Kurasia. Gdy ich mieszkańcy dowiedzieli się,
że 22 kwietnia 2001 r. w kościele św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu
ma się odbyć uroczystość poświęcenia tablicy mjr. Józefa Kurasia,
napisali do prymasa Józefa Glempa list z prośbą o opamiętanie się,
nierobienie bohaterów z osób, które mają krew na rękach.
Nic nie pomogło, kolejne tablice, mające tworzyć atmosferę świętości
wokół „Ognia”, zostały umieszczone w kościołach w Licheniu, w Rabce i
 – aż trzy – w Juszczynie koło Makowa Podhalańskiego.
Nowotarskim akowcom udało się zablokować nazwanie szkoły podstawowej
w Waksmundzie imieniem Józefa Kurasia. Chodzili i zrywali z parkanów ulotki
zwolenników nowego patrona, na których Kuraś był przedstawiany jako
„porucznik Piłsudskiego”, jako ten, kto „zagonił sowietów pod Kijów”,
choć w 1920 r. miał tylko pięć lat. A gdy SB chciała go aresztować,
wrócił do lasu, aby walczyć „o wolną Polskę, nie komunistyczną, nie żydowską”.
Kombatantom z Podhala nie udało się obronić tablicy wiszącej przez lata
na górnej stacji kolejki na Gubałówkę, upamiętniającej funkcjonariuszy UB i KBW
oraz Bogu ducha winnego maszynistę tej kolejki, Zachara Szumlańskiego,
którzy w tym miejscu zginęli w wyniku zasadzki zorganizowanej przez
oddział „Ognia”. Nie pomogły argumenty, że zginął kolejarz niemający nic
wspólnego z żadną stroną politycznego konfliktu. Tablicę poddano lustracji
i polecono ją zdemontować.
Ofiary „Ognia” mają tylko jeden niewielki pomnik w Nowej Białej, tuż koło budynku
ośrodka zdrowia, i aż dziw bierze, że IPN jeszcze nie interweniował.
Zachował się na nim napis informujący, że jest to pomnik „Ofiar II Wojny Światowej
i Zamordowanych Mieszkańców Nowej Białej przez bandę Ognia”.
29 grudnia 2011 r., dokładnie miesiąc po śmierci kpt. Jana Kacwina,
który przez wiele lat sprzeciwiał się robieniu z Kurasia bohatera narodowego,
radni gminy Nowy Targ, przewagą tylko jednego głosu, wydali zgodę na ustawienie
na koszt warszawskiej Fundacji „Pamiętamy „pomnika Józefa Kurasia
i jego partyzantów na prywatnej działce należącej do rodziny Kurasiów
w Waksmundzie, przy szlaku na Turbacz. W głosowaniu wzięło udział 21 radnych,
siedem osób głosowało za przyjęciem tej uchwały, sześć było przeciwnych,
 a osiem wstrzymało się od głosu.
Wójt gminy Nowy Targ Jan Smarduch odczytał wniosek Fundacji „Pamiętamy”
i powiedział, że osobiście nie ma nic przeciwko budowie pomnika, gdyż jest to
inicjatywa prywatna, gminy nic to nie kosztuje i ma on zostać ustawiony
na prywatnym gruncie.
Potem przedstawiciele fundacji – Grzegorz Wąsowski, kiedyś działacz Ligi
Republikańskiej, oraz Kazimierz Krajewski, kierownik Referatu Badań Naukowych
 i Zbiorów Bibliotecznych Instytutu Pamięci Narodowej – tłumaczyli radnym,
że czarną legendę „Ognia” stworzyła bezpieka, a prawda jest zupełnie inna:
Kuraś nikogo nie mordował bez powodu, karał śmiercią tylko kolaborantów
 i donosicieli.
– Nie tłumaczcie nam, że był bohaterem – ostro zareagował najstarszy wiekiem radny,
Jan Leśnicki z Gronkowa. – Bohaterem był w czasie wojny, a po wojnie był
zwykłym mordercą. Jestem zdziwiony tym, że nie zapytaliście mieszkańców
Podhala ani tutejszych historyków, co myślą o „Ogniu”. Tutaj ludzie mają o nim
zupełnie inne zdanie niż wy.
Inny radny, Józef Pietraszek z Krempach, uznał, że decyzja o stawianiu pomnika
Kurasiowi to byłoby na Podhalu rozdrapywanie ran, które po Kurasiowych
mordach jeszcze się nie zagoiły.
Przeciwnicy pomnika w Waksmundzie tłumaczyli, że „Ogień” zabił wielu
niewinnych ludzi, może i w szczytnych celach, ale nawet IPN nie jest w stanie
go oczyścić z pospolitych morderstw. A poza tym co to za moda stawiania
pomników na prywatnych gruntach?
Uchwała przeszła chyba tylko dzięki głosowi radnego Łukasza Gromady,
który stwierdził, że decyzja radnych i tak nie ma tu większego znaczenia.
Teren jest prywatny i bez względu na to, co zadecydują, pomnik i tak powstanie.
Tuż przed głosowaniem odczytano negatywną opinię w sprawie pomnika,
nadesłaną przez Towarzystwo Słowaków w Polsce, oraz dwie opinie pozytywne,
które nadeszły z Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa oraz Światowego
Związku Żołnierzy Armii Krajowej w Warszawie.

Słowacki protest

W piśmie skierowanym do wójta Nowego Targu Jana Smarducha mieszkający
w Polsce Słowacy nalegają na odroczenie uchwały o postawieniu
Józefowi Kurasiowi pomnika, bo jest to ich zdaniem działanie polityczne,
dalekie od realiów historycznych. Zamiast stawiać monumenty, należy najpierw
wyjaśnić dużo spraw związanych z powojenną działalnością Kurasia na terenie
Podhala, Spisza i Orawy. Od wielu lat Słowacy domagają się wyjaśnienia m.in.:
• uprowadzenia i obrabowania 16 kwietnia 1946 r., a następnie zamordowania
 w obozie „Ognia” pod Turbaczem czterech mieszkańców Nowej Białej:
Jana Szczurka, Jana Kraka, Józefa Chałupki i Jana Łapszańskiego,
• zastrzelenia 24 stycznia 1946 r. w Trybszu Pawła Bizuba,
śmiertelnego postrzelenia jego syna Jakuba oraz obrabowania ich gospodarstwa,
• zamordowania 12 listopada 1946 r. w Niedzicy Michała Kuźla,
ojca sześciorga dzieci, oraz obrabowania go,
• dokonania w latach 1945-1947 ok. 120 napadów rabunkowych na ludność
cywilną Spisza, szczególnie w Krempachach, Nowej Białej, Dursztynie, nakładania
nakazów zapłaty kontrybucji na spiskie miejscowości i dokonywania grabieży
mienia.
Członkowie Zarządu Głównego Towarzystwa Słowaków w Polsce uważają,
że u nas wszystko jest postawione na głowie, najpierw historycy
i prokuratorzy IPN powinni zbadać wszelkie zbrodnie Kurasia i dopiero potem
zadecydować, czy zasłużył na pomnik.
– IPN nie chce słyszeć o faktach, które nie wpisują się w tworzoną przez niego
własną wersję historii najnowszej – uważa Ludomir Molitoris, sekretarz generalny
Towarzystwa Słowaków. – Piszemy, podajemy fakty, nazwiska, daty, kogo i gdzie
oddział „Ognia” zamordował, prosimy o wszczęcie śledztwa.
Odpowiadają nam, że te czyny uległy przedawnieniu. Nie chcą nawet podjąć się
wyjaśnienia, dlaczego ci ludzie zginęli.
W dniach od 9 do 11 marca 2007 r. IPN zorganizował w Nowym Targu konferencję
naukową „Wokół legendy »Ognia«”.
– Pojechałem na tę konferencję i nagle widzę, że jest to akademia ku czci
Józefa Kurasia, wielkiego bohatera, i nawet dyskusji nie przewidziano –
wspomina Ludomir Molitoris. – Gdy chciałem dojść do mikrofonu,
zaczęto mnie szarpać za marynarkę i omal nie pobito.
Mimo wszystko wybiegłem na scenę i powiedziałem, co myślę o takich konferencjach,
na których nie można niczego wyjaśniać, bo organizatorzy wszystko już wiedzą.
Po raz drugi Molitoris nie został dopuszczony do głosu w listopadzie 2008 r.
na konferencji w Nowym Targu, poświęconej relacjom między Polakami
a Słowakami w latach 1938-1948, której organizatorem był też IPN we współpracy
ze Słowacką Akademią Nauk i Słowackim Instytutem Historycznym.
Gdy chciał zapytać o Józefa Kurasia i o jego zbrodnie popełnione na Słowakach,
prowadzący obrady ks. dr hab. Józef Marecki, starszy specjalista
Referatu Badań Naukowych IPN, zażądał, aby opuścił salę.
– Powiedziałem, że jestem oficjalnym reprezentantem mniejszości narodowej
słowackiej w Polsce, i powołałem się na art. 35 konstytucji. Te argumenty do
ks. Mareckiego nie trafiły, musiałem opuścić salę.

Krzyża nikt nie ruszy

Gdyby prokuratorzy IPN chcieli się zająć zbrodniami Kurasia,
pracy mieliby na wiele lat, bo ludzie z Waksmundu, Ostrowska,
Łopusznej, Ochotnicy, Szaflar, Gronkowa czy z Nowego Targu dużo wiedzą.
Niewielu chce o tym mówić. Jak już wspominają, to proszą, aby nie ujawniać
ich nazwisk. Może nadal paraliżuje ich strach przed niewielką grupką jeszcze
żyjących żołnierzy „Ognia”? Tak opisali mi, co się działo w Gronkowie 31 grudnia 1945 r.
Tego dnia oddział „Ognia” wszedł do wsi wieczorem. Zapytali spotkanego przy domu
36-letniego Władysława Zagatę-Łatanka, ojca czworga dzieci, gdzie mieszkają Kudasikowie.
Gdy ten odwrócił się, aby wskazać drogę, dostał śmiertelny strzał w głowę.
Kudasików nie zastali, więc poszli do domu Wojciecha Leśnickiego-Barana,
gdzie zastrzelono 32-letniego Stanisława Zagatę-Łatanka.
U Szewczyków przy kolacji siedziała cała pięcioosobowa rodzina.
Wyprowadzili do ogrodu Józefa Szewczyka i go zastrzelili.
W domu Grońskiego-Pocwy też trwały ostatnie przygotowania do powitania Nowego Roku.
Ludzie „Ognia” weszli do izby i strzelili w sufit, aby pokazać, kto tu rządzi.
Zapytali, czy jest Leon Zagata-Łatanek. Gdy 18-letni chłopak potwierdził swoją
obecność, wyprowadzili go na zewnątrz i zastrzelili.
Jego 21-letni brat Bronisław Zagata-Łatanek rzucił się na „Ognia” z krzykiem:
„Za co zamordowałeś mi brata?”. Natychmiast dostał serię z automatu.
W drodze powrotnej ludzie „Ognia” zastrzelili jeszcze 28-letniego Władysława Krzystyniaka.
Prawdopodobnie zabili go, bo powiedział im: „Dobrze się wam paść ludzką krzywdą”.
Mieszkańcom Gronkowa do dzisiaj nikt nie wyjaśnił, dlaczego ci ludzie zginęli.
Dla IPN to zabójstwa pospolite, uległy już przedawnieniu i sprawców nie
można ścigać. Można karać tylko za zbrodnie komunistyczne, choć i tu byłoby
dużo pracy. Jako komendant Milicji Obywatelskiej i szef Urzędu Bezpieczeństwa
w Nowym Targu Józef Kuraś wyłapywał akowców, przesłuchiwał ich,
skazywał na więzienie i wysyłał na Sybir – co pod przysięgą stwierdzają byli akowcy
w po raz pierwszy ujawnionym przez nas dokumencie, który ktoś wykradł z plebanii w Nowym Targu.
Czy to nie zbrodnie komunistyczne, które nie uległy przedawnieniu?
Poza tym gronkowianie są oburzeni, że pomnik „Ognia” będzie w kształcie krzyża.
– My to wiemy – tłumaczy mi jeden z górali – na Podhalu wszyscy szanują krzyż
i gdyby go ktoś ruszył, to wielkie larum będzie. Dlaczego tylko nasadzili na krzyż
czapkę, czemu Kościół na to pozwala? Krzyż to nie wieszak na garderobę.
Ale uwidzicie za kilka lat, jak poumierają ostatni świadkowie,
to go zrobią świętym. Poczekajcie jeszcze kilka lat.

„Ogień” – watażka podhalański

Testament podhalańskich AKowców

16 marca 1990 r. na plebanii kościoła Najświętszego Serca Pana Jezusa
w Nowym Targu zjawiło się ośmiu wysokich rangą byłych żołnierzy Armii Krajowej.
Przekazali proboszczowi, ks. prałatowi Franciszkowi Juraszkowi,
dokument dotyczący działalności na Podhalu Józefa Kurasia „Ognia”,
przysięgli na Biblię, że wszystko, co napisali, jest prawdą,
i powiedzieli, że chcieliby, aby Pan Bóg dowiedział się o wszystkim
na Sądzie Ostatecznym.
W 2009 r. zmarł ks. Juraszek i z jego szuflady na plebanii w tajemniczy sposób
zniknął oryginał tego pisma. Ktoś bardzo chciał, aby ten dokument nie doczekał
Sądu Ostatecznego, i dlatego zdecydowaliśmy się go upublicznić na podstawie
kopii, której autentyczność potwierdziły nam rodziny podpisanych akowców.

W okresie powojennym ukazały się w drugim obiegu publikacje pozytywnie
oceniające pookupacyjną działalność zbrojną na Podhalu Józefa Kurasia „Ognia”.
Dodatnio opisano jego wyczyny w walce z oddziałami KBW, broniącymi narzuconej
nam władzy, nie wspomniano natomiast o zbrodniach popełnionych przez „Ognia”
i na jego rozkaz.
Kuraś wstąpił do oddziału partyzanckiego AK, dowodzonego przez
por. Władysława Szczypkę „Lecha” w Gorcach w połowie 1943 r.
„Lech” przyjął od niego przysięgę, nadał pseudonim „Orzeł”, mianował swoim zastępcą.
Wkrótce, na skutek nieszczęśliwego wypadku, „Lech” zginął
i na jego miejsce przybył por. Kryspin Więckowski „Zawisza”,
przysłany przez Okręg w Krakowie.
Gestapo dowiedziało się, że Kuraś jest w partyzantce, toteż zemściło się
na jego rodzinie. Dnia 29 VI 1943 r. zamordowano w Waksmundzie jego ojca,
żonę i 1,5-rocznego synka, dom spalono. Przed nastaniem zimy 1943/44 partyzanci
Oddziału „Wilk”, bo taki kryptonim posiadał, przenieśli się z Kudłania
na Czerwony Groń i tam nad potokiem zbudowali dwie ziemianki.
 Przed Bożym Narodzeniem Ernest „Sław” i Helena „Sława” Durkalcowie,
 kierujący schroniskiem na Lubaniu, zaprosili „Zawiszę” z kilku partyzantami
do siebie na wieczór wigilijny. W oddziale służył ich syn Bolesław „Sławek”.
Przed odejściem „Zawisza” wydał „Ogniowi”, bo taki kolejny pseudonim Kuraś
posiadał, rozkaz pozostawania z oddziałem w ziemiankach do jego powrotu,
żywność partyzanci mieli.

„Ogień” rozkazu nie wykonał, poszedł z częścią oddziału 26 XII do Ochotnicy
na zabawę. O świcie w dniu następnym wrócili do ziemianek i przystąpili
do czyszczenia broni. W ślad za nimi przyszedł oddział żandarmerii
i partyzantów zaatakował, ubezpieczenie nie funkcjonowało.
„Ogień” żadnego rozkazu do samoobrony nie wydał, otworzył drzwi,
wystrzelił z pistoletu i znikł. Dowództwo nad oddziałem objął „Krasny”,
kazał „Krukowi” z rkm-em wyskoczyć z ziemianki na lewo wzdłuż potoku
i ostrzelać napastników, po czym sam z resztą partyzantów wybiegł.
„Szpak”, chory na zapalenia stawów, nie mógł dołączyć do nich
i popełnił granatem samobójstwo, a „Wiatr” trafiony śmiertelnie
upadł pod świerkiem. Oddział „Wilk” chwilowo rozproszył się,
część partyzantów udała się do schroniska w jednej z bacówek.
„Zawisza” większą grupę po pewnym czasie zebrał w schronisku na Lubaniu.
Z partyzantami, których „Zawisza” zebrał, zaatakował i rozbił posterunek
w Ochotnicy Dolnej. Granatowi policjanci poddali się.
A komendanta żandarma Kuntza, broniącego się na piętrze, zabito.
Nie dołączył do Oddziału „Ogień”, zgrupował on koło siebie kilku partyzantów
i odtąd do końca okupacji Podhala oddział ten, nieco powiększony, stanowił
samodzielną, nikomu niepodlegającą jednostkę, nie uznawał nad sobą żadnej
zwierzchności, unikał spotkań z dowódcami i oddziałami AK. Rozbrat
z „Zawiszą” nie wynikał z rzekomej odmienności poglądów politycznych,
jak to skomentowali po wojnie niektórzy autorzy publikacji. Znając twardy
charakter swojego poprzedniego dowódcy, „Ogień” obawiał się odpowiedzialności
za niewykonanie rozkazu, opuszczenie 26 XII z częścią oddziału ziemianek
i udanie się na zabawę, dopuszczenie do zaskoczenia i rozproszenia oddziału,
śmierci dwóch partyzantów i zniszczenia ziemianek.
„Ogień” był kapralem rezerwy, odbył służbę czynną w pułku piechoty i ukończył
szkołę podoficerską, wiedział, jakie konsekwencje ma prawo wyciągnąć oficer
przełożony wobec podkomendnego w okresie wojny za niewykonanie rozkazu.

Nie dołączył do oddziału, więc został uznany za dezertera, co zrobił świadomie.
Swoje poglądy polityczne prezentował w zależności od aktualnej sytuacji
korzystnej dla siebie. Nie przebierając w środkach, włącznie z krwawymi rozbojami,
zdobywał „dutki” (pieniądze), do bankructwa życiowego w 1947 r.
przedstawiał się jako członek: Konfederacji Tatrzańskiej, Armii Krajowej,
Batalionu Chłopskiego, Ludowej Służby Bezpieczeństwa,
Polskiej Partii Robotniczej, Milicji Obywatelskiej i w końcu Narodowych
Sił Zbrojnych.
Nie funkcjonowały u niego normy moralne, wybrał kierunek działania według
własnego widzimisię. Wzywany wielokrotnie przez mjr. Adama Stabrawę
„Borowego”, dowódcę 1 Pułku Strzelców Podhalańskich AK i dowódcę
IV batalionu kpt. Juliana Zapałę „Lamparta” do podporządkowania się,
na wezwania nie reagował. Doręczycielowi wezwań zagroził, że jeżeli nie
przestanie do niego z pismami z dowództwa przychodzić, to go zastrzeli jak psa.
Do dowództwa pułku napływały skargi o dokuczliwej dla góralskiej wsi działalności
watahy „Ognia” jak: zdejmowanie i zabieranie z młynów i tartaków,
pracujących dla ludności wiejskiej, pasów transmisyjnych, rabunkach,
nakładaniu kontrybucji, pijatykach, rozbojach.
Rozważano w dowództwie myśl zaatakowania i rozbrojenia watahy.
„Borowy” wykonania pomysłu zaniechał, doprowadziłoby to do bratobójczej walki
i ofiar ludzkich. „Ognia” pozostawiono w spadku, zarysowującej się na wschodnich
rubieżach Rzeczypospolitej, władzy ludowej, która w końcu stycznia 1945 r.
utworzyła się i na Podhalu.
Dnia 19 I 1945 r. gen. Okulicki „Niedźwiadek”, komendant główny,
rozwiązał Armię Krajową. Wykonując ten rozkaz, „Borowy” rozwiązał 1 PSP-AK,
walczący na Podhalu.
Po wkroczeniu jednostek Armii Radzieckiej na Podhale „Ogień” ze swoim uzbrojonym
oddziałem zszedł z Gorców do Nowego Targu i podporządkował się władzy ludowej.
Pojechał do Lublina, a stamtąd do Warszawy i tam zatwierdzono mu samozwańczy
stopień porucznika i wydano dokument, z którym zgłosił się w Wojewódzkiej
Komendzie MO i otrzymał nominację na komendanta MO w Nowym Targu.
Posterunki, miejski i w okolicznych wioskach, obsadził swoimi partyzantami.
W tym czasie do nowotarskich placówek MO i UB był przydzielony radziecki oficer
NKWD jako doradca.
Posługując się posiadanym spisem, dokonywał on wspólnie z funkcjonariuszami
UB aresztowań AK-owców.Z Nowego Targu byli pochwyceni i osadzeni w areszcie
m.in. Władysław Zagardowicz „Kukułka”, Franciszek Kieta „Limba”,
Teofil Zubek „Wiewiórka”.
W czasie przesłuchań żądano od nich ujawnienia miejsca pobytu oficerów
posługujących się pseudonimami: „Borowy”, „Podkowa”, „Las”.
Aresztowani podejrzewają o sporządzenie spisu i wręczeniu go bolszewikom –
Józefa Kurasia.
Spis był sporządzony w języku polskim i bolszewik miał trudność w odczytaniu
nazwisk i pseudonimów. Ksiądz proboszcz Karabuła i mgr burmistrz Szoski
wezwali Kurasia do opamiętania się i zaprzestania zdradzieckiego postępowania.
Zagardowicz i Kieta byli aresztowani 2 lutego, po czym wywiezieni na Ural
w rejon Swierdłowska. Kieta przepracował w kopalni węgla 33 miesiące,
wrócił ze zniszczonym zdrowiem, jest obecnie na utrzymaniu opieki społecznej.
Zagardowicz pracował przy wyrębie lasu, we wrześniu zbiegł i wrócił do
Nowego Targu.
Kuraś 11 kwietnia 1945 r. z milicjantami zdezerterował, porwał przy tym
i uprowadził ze sobą Katza-Burzyńskiego, Żyda, szefa miejscowego UB.
Wrócili w Gorce, na dobrze im znane ścieżki i rozpoczęli zbrojną działalność,
wymierzoną w organa władzy ludowej. Rozbijali komitety PPR, posterunki MO,
mordowali ocalałych z holokaustu Żydów, strzelali i zabijali napotkanych
w Gorcach turystów, uznając ich za zwiadowców UB, egzekwowali nakładane
przez „Ognia” kontrybucje.
„Łoza”, łączniczka rozwiązanego oddziału AK, w kwietniu przyszła pieszo
z Rabki do Krakowa, odnalazła „Borowego” i jego zastępcę na ul. Siemiradzkiego 2
w Domu Zdrowia (własność rodziny Sędzimirów) i doręczyła pismo od „Ognia”.
Namawiał on „Borowego” do powrotu na Podhale i objęcie dowództwa,
zobowiązał się do podporządkowania jego rozkazom. Odpowiedzi „Ogień”
 nie otrzymał, a „Borowy” i „Podkowa” zmienili kwaterę.
W kwietniu „Ogień” popełnił jedną z pierwszych zbrodni,licznych w późniejszym
okresie swojej działalności. Wezwał do siebie przez gońca Franciszka Zapałę,
zamieszkałego w Koninie, brata Juliusza Zapały „Lamparta”, d-cy IV nowotarskiego
batalionu PSP-AK. Franciszek Zapała zgłosił się u „Ognia”, zabierając ze sobą
blankiety zaświadczeń o nadaniu Brązowego Krzyża Zasługi z Mieczami,
podpisane in blanco przez „Borowego”. „Lampart” już nie żył,
miał wpisać na zaświadczeniach pseudonimy swoich żołnierzy – partyzantów
i im wręczyć, ale nie zdążył tego uczynić, bo batalion był już rozwiązany.
„Ogień” blankiety zabrał, a Franciszka Zapałę zamordował.
Do blankietów wpisał pseudonimy swoich podkomendnych i im zaświadczenia rozdał.
Po upływie kilku lat niektórzy z tych „odznaczonych” usiłowali swoje
odznaczenia zweryfikować w Zarządzie Koła ZBOWiD w Nowym Targu.
„Ogień” posiadał notatnik, w którym zapisywał swoje decyzje i niektóre wydarzenia,
między innymi:
• 28 sierpnia 1945 r. zastrzelenie 4 Żydów w Maniowach
• 24 października zastrzelenie B. w Zakopanem za kradzież pieniędzy
zabranych na poczcie
• 18 grudnia zastrzelenie handlarza złotem z Warszawy
• 2 lutego 1946 Jana Lacha, członka PPR zastrzelono w Kluszkowcach
• 10 marca wydał rozkaz zabicia mgr Misiaka, pracownika Urzędu Miejskiego w Rabce.
Został zastrzelony we własnym mieszkaniu.
• 29 grudnia zastrzelono w Luboniu Wielkim człowieka, który był na wczasach
• 3 maja ograbiono i zastrzelono koło Krościenka 12 osób obojga płci
narodowości żydowskiej.
Spisz i Orawa z mieszaną ludnością polsko-słowacką były w okresie okupacji
przyłączone do Słowacji. Wymienione regiony w czasie grasowania bandy „Ognia”
ucierpiały szczególnie.

Wieś Krempachy była ograbiona czterokrotnie.
Wpadli w czasie odprawianego w kościele nabożeństwa i rozpoczęli rabunek.
Podzieleni na grupy po 3-4 osoby, posługując się zanotowanymi numerami domów,
napadali na zamożniejszych gospodarzy. U Jurkowskich zabrali dwie krowy
i konia z wozem, kopali i bili, wymyślając od Słowaków.
U Jana Łukasza „Lorenca” zastrzelili w chlewie tucznika, zabrali konia z wozem,
na który załadowali zdobycz.
Matce Jana Jurkowskiego „Synka” wyrwali z uszu i zabrali złote kolczyki.
Jana Pietraszka ograbili, zabrane rzeczy załadowali na wóz,
a jego samego zatrzymali jako woźnicę. Miejscowa młodzież uzbroiła się w widły,
zaatakowała rabusiów i Pietraszka odbiła.
Innym razem ograbili mieszkańców Nowej Białej, uprowadzili Jana od Katryny.
Zrozpaczona długo męża poszukiwała, wierzyła, że żyje i wróci.
Pewnego dnia podrzucono jej kartkę z informacją, gdzie jest mąż.
W Waksmundzkim lesie znaleziono grubo przykryte ściółką i gałęziami cztery trupy,
a wśród nich męża Katryny, wszyscy byli z Nowej Białej.
Przy biciu w dzwony przywieziono zamordowanych na wozie do wsi, spotkała ich
ludność Nowej Białej. Po tych napadach młodzież słowacka uchodziła na stałe do Słowacji.
Dnia 6 czerwca banda ograbiła w Obidowej dyplomatów angielskich wracających
z Zakopanego do Warszawy.
23 lipca – „Doniesiono o harcerzu z Ochotnicy. Drużyna szybko-wykonawcza.
Powiesili, zerwał się, jeszcze raz” (cytat z notatnika „Ognia”).
4 grudnia – „Kontrybucja. Haburowa Katarzyna 500.000 most. Giżycka Maria 500.000
1.XII. zlikwidowano, Łapsze Niżne 150.000. Niedzica 100.000 24.XI. zlikwidowano,
Kamin…150.000 24.XI” (cytaty z notatnika „Ognia”).
Stan bandy od początku działania „Ogień” powiększał imiennymi powołaniami.
Niektórzy po otrzymaniu wezwania opuszczali dom rodzinny i wyjeżdżali
na Ziemie Odzyskane. W lecie 1946 roku banda została podzielona na mniejsze,
działające w innym terenie.
W ciągu niespełna dwóch lat (kwiecień 1945-luty 1947) banda wykonała około 350 akcji,
m.in. rozbiła 57 posterunków MO. Z rąk bandy „Ognia” poniosło śmierć,
według danych Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, 430 osób, w tym:
76 funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa, 70 funkcjonariuszy MO,
45 żołnierzy KBW i WP, 28 członków PPR, 27 żołnierzy radzieckich,
53 Żydów, 131 innych osób.
Należy tu wliczyć konfidentów i donosicieli UB, członków ORMO oraz
zatrzymanych w pobliżu miejsc zakwaterowania band i podejrzanych o śledzenie.
Podczas walk zginęło ponad 50 ludzi „Ognia”, ujęto około 150,
aresztowano ponad 200 współpracowników.
Do najbardziej potwornych i ohydnych zbrodni popełnionych przez „Ognia”
i jego ludzi należą:
• powieszenie w Ostrowsku 10 XII 1945 r. na słupie telegraficznym ciężarnej
Katarzyny Kościelnej, z d. Remiasz za to, że wobec sąsiadki nazwała „Ognia” bandytą
• zgwałcenie Czubiakowej, wezwanej z Waksmundu, matki dwojga dzieci.
Odprowadzający „ogniowiec” również ją zgwałcił, po czym zastrzelił.
U „Ognia” istniał patologiczny, odbiegający od normy, popęd płciowy.
Wzywał imiennie do siebie w Gorce przez gońców kobiety, zmuszał je do uległości,
a broniące się gwałcił.
Dnia 21 II 1947 r. zaskoczył „Ognia” oddział KBW w Ostrowsku w zagrodzie
Józefa Zagaty.
Była tam przygotowana uczta, na którą „Ogień” przyszedł z kumplami i z Hanką.
Śledzący go osobnik po stwierdzeniu obecności „Ognia” we wsi, pojechał na
rowerze do Waksmundu i przekazał wiadomość następnemu, który również
na rowerze pojechał do Nowego Targu i zameldował o tym w UB.
Gdy przybyły na samochodach oddział KBW okrążał zagrodę Zagaty,
„Ogień” z Hanką wyskoczyli z chaty i wpadli do sąsiedniej, wleźli po drabinie
na strych i drabinę wciągnęli za sobą. Bieg z chaty do chaty był jednak zauważony
i ostatnia kryjówka „Ognia” została szczelnie otoczona przez żołnierzy.
Zagrożono mu, że jeżeli nie zejdzie na dół, to zostanie spalony razem z chatą.
Wówczas Hanka po drabinie zeszła, a na strychu padł pojedynczy strzał.
 „Ogień” strzelił sobie w głowę. Przewieziony do Nowego Targu zmarł w szpitalu.
 Po jego śmierci „ogniowcy”, korzystając z ogłoszonej przez Sejm 22 II 1947 r.
amnestii, masowo ujawnili się i zdali broń. Skończyła się na Podhalu zmora
grabieży, mordów, gwałtów i kontrybucji. Górale i kupcy odetchnęli z ulgą.
Taka prawda.

Żołnierze partyzanci 1 Pułku Strzelców Podhalańskich Armii Krajowej,
zrzeszeni w Związku Żołnierzy AK w Nowym Targu:

Włodzimierz Budarkiewicz „Podkowa”
Władysław Sowa „Celiński-Dunin”
Władysław Zagardowicz „Kukułka”
Franciszek Kieta „Limba”
Jan Sral „Krasny”
Bronisław Wielkiewicz „Skok”
Jan Kacwin „Juhas”
Tadeusz Czubernat „Płomień”
Nowy Targ, 16 marca 1990 r.

W tekście zachowano oryginalną pisownię.              

Czy Centrum Edukacyjne IPN w ten sposób przedstawi jednego z pisowskich
bohaterów czy też napisze nową wersje o niezłomnym bandycie?

                                                  http://www.liiil.pl/promujnotke

3 komentarze:

  1. Piszą historię na nowo. Prostacko odpowiednio do posiadanych zdolności kreowania czegokolwiek i odczuwania procesów społecznych.
    Więc cepują osiągnięcia wrażych im klas ze szczególną plugawością deprecjonując sukcesy pejoratywnie określanych ,,komuchów''. A dociskają kolanami swoje, chociażby najpodlejsze kreatury.
    Wynoszą na ołtarze swoich bożków. Budują własny quasi etos. Czują się zwycięzcami z prawem do pisania.
    Czemu ci spadkobiercy złodziejskiej oligarchii i mafijnych banksterów, ta poszlachecka sieczka nicuje historię przewartościowując skale ocen i relatywizując czyny. Za parcelację ich zagrabionych jawnie lub na gościńcu maczugą zdobytych majątków? Za zunifikowanie klas, grup, warstw...bez względu na rodowody i majętności? Za uczłowieczenie fizoli oraz chłopów?
    Po części; tak. Ale największe odium ta pretensjonalna szujnia odczuwa za demistyfikację błękitnej krwi. Obnażanie warcholstwa i prywaty uprawianej pod przykrywką patriotyzmu. Za obnażenie ludzkiej natury (konglomeratu dobrych i złych cech), chcących uchodzić za szlachetnych mitycznych Sarmatów.
    ,,Ogień'' z ,,Łupaszką'' pomnikowymi wzorcami bohaterstwa?
    Wojciech z Bobolą ikonami świętości!
    Kukliński z Kaczyńskim uosobieniem patriotyzmu?!

    ,,Historio, historia''-zapiewał kiedyś wzięty satyryk.
    ,,Często ciebie piszą głupcy i gówniarze''.
    Niech piszą. Niech zawracają Wisłę kijem. Psu na budę się to zda; ona popłynie i tak swoim nurtem.
    Bo, naród wie swoje. A batem czy jakakolwiek formą penalizacji nie nobilitują zła.
    Tylko się ośmieszają. Kiepscy.

    OdpowiedzUsuń
  2. PRZECZYTAŁAM Z WIELKIM ZAINTERESOWANIEM ... TO WŁAŚCIWIE NIE BLOGOWA NOTKA - TO DOKUMENT

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak,to dokument.Uważam,że bardziej wiarygodny od głoszonej
    przez IPN prawdy o żołnierzach wyklętych.
    Oczywiście nie wszyscy byli bandytami ale bohaterami
    również nie.

    OdpowiedzUsuń

Jak opublikować komentarz?

Jeśli nie masz KONTA GOOGLE, to można wybrać:

- NAZWA /ADRES URL - w okienku NAZWA wpisać nick i w okienku ADRES wkopiować adres swojego bloga.

- ANONIMOWY - w tej opcji proszę podpisać się w komentarzu.